Piłka nożna to inna oczywiście rzeczywistość, skoro tam uczestnicy już za wygrany mecz dostają po 2,5 mln euro. Nawet jednak 14. po fazie ligowej koszykarskiej Euroligi Żalgiris Kowno wzbogacił się o 170 tys., a triumfator tych rozgrywek – Panathinaikos – zarobił 1,75 mln. Siatkarze na takie premie nie mają nawet co liczyć.
Euroliga, która jest dla sportów halowych punktem odniesienia, to rozgrywki zarządzane przez spółkę, która jest tak niezależna, że jej kluby nie muszą nawet zwalniać zawodników na mecze reprezentacji, a grają tam przecież najlepsi: Real, Barcelona, Panathinaikos, Olympiakos. Niełatwo do tych rozgrywek w ogóle się, dostać, bo trzeba mieć wysoki budżet oraz nowoczesną halę. Organizowana przez FIBA Europe Liga Mistrzów to na jej tle jedynie ubogi krewny.
Czytaj więcej
Startuje sezon, który może być w PlusLidze najciekawszym od lat. Wyraźnego faworyta rozgrywek nie widać, a degradacja czeka aż trzy drużyny.
Czołowe siatkarskie kluby widząc, jak secesja przysłużyła się tym koszykarskim, też myślą o swojej Eurolidze.
Rozłam w siatkówce? „Chcemy zostać usłyszani”
– To wynika z konieczności. Po prostu od wielu sezonów nie ma oczekiwanych zmian, wystarczających wpływów. Rozgrywki są rozbudowywane, a nie dba się o ich faktyczną elitarność – mówi „Rz” prezes Polskiej Ligi Siatkówki Artur Popko.