Wszystko w tym roku jest podporządkowane jednej imprezie i Polacy polecą do Paryża z jasnym celem: medal, najlepiej złoty.
Nie zmienia tego trzecie miejsce w turnieju finałowym Ligi Narodów – nasi siatkarze w półfinale przegrali 2:3 z Francuzami i pokonali 3:0 Słoweńców – bo i w przeszłości wyniki tej imprezy, nazywanej kiedyś Ligą Światową, nie zawsze były zwiastunem sukcesu. 12 lat temu Polacy ją bowiem wygrali, a później przegrali w Londynie w ćwierćfinale.
– Lepiej jest przegrać teraz i myśleć, co zrobiło się źle, niż wpadać w euforię – mówi „Rz” Andrea Anastasi, który wtedy prowadził Polaków. – Nie da się zawsze wygrywać. Nie mogą tego dokonać nawet Polacy. Rok temu zdominowaliście Ligę Narodów, a teraz graliście tak sobie – dodaje Włoch i nie jest w tej opinii osamotniony.
Ból głowy trenera siatkarzy przed igrzyskami w Paryżu
Turniej finałowy dał zapewne Grbiciowi kilka odpowiedzi – także dotyczących składu na igrzyska. Są pozycje, gdzie rywalizacja wydaje się być rozstrzygnięta, ale w kilku przypadkach trener ma nad czym myśleć.
Sporo mówi się chociażby o rywalizacji na pozycji atakującego. Pewny wyjazdu do Paryża jest kapitan drużyny Bartosz Kurek, ale za jego plecami rywalizują Bartłomiej Bołądź i Łukasz Kaczmarek. Ten drugi zastępował kontuzjowanego Kurka rok temu, ale teraz jest w słabszej formie. Grbić sprawdzał więc Bołądzia, który w ćwierćfinale wchodził na zmiany, a półfinał zaczął w podstawowej szóstce i w ataku wyglądał dobrze. Kaczmarek wchodził na zmiany w sobotę oraz w niedzielę i potrafił świetnie zablokować rywali.