W Atlas Arenie zdarzył się wreszcie sportowy cud – tworzona z mozołem przez trenera Stefano Lavariniego nowa drużyna odkryła, że może zrobić znacznie więcej, niż podpowiadały porównania, rankingi i statystyki. Szczególny smak tego zwycięstwa zapewnił trudny początek spotkania – kilka kolejno przegranych piłek, przerwa trenerska, potem zaciekły pościg, który odbudował polskie siatkarki.
Po tym pierwszym wygranym secie nagle wszystko zaczęło być łatwiejsze, rewelacyjnie pracował blok, poprawiła się obrona, dobra zagrywka wyłączała z akcji przyjmujące amerykańskie, a gdy trzeba było atakować, to do potęgi strzałów Magdy Stysiak dołączały też pozostałe: Olivia Różański, Zuzanna Górecka i środkowe, zwłaszcza Agnieszka Korneluk i Kamila Witkowska.
Indywidualne cenzurki można wystawiać, bo rozegranie Joanny Wołosz też było znakomite, tak samo jak obrony libero Marii Stenzel, ale tym razem zwyciężyła cała drużyna, mająca niewiele luk, za to zmotywowana ponad wszelkie normy. Trener Lavarini tym razem niewiele zmieniał skład, wyraźnie czując, że zmiany nie są konieczne, gdy szóstka na parkiecie (z libero – siódemka) tak świetnie się zgrała w ataku i obronie.
To był zdecydowanie najlepszy mecz Polek w mistrzostwach, mecz, w którym zdeprymowały gwiazdy amerykańskiej siatkówki: Andreę Drews, Haleigh Washington i Kelsy Robinson. Nawet trener Karch Kiraly ze swą ogromną wiedzą i charyzmą nie pomógł.
– O sukcesie zadecydowało to, że 24 godziny po porażce dziewczyny potrafiły zapomnieć o meczu z Serbią i skoncentrować się na nowych zadaniach. Na analizę poszczególnych elementów gry przyjdzie czas, ale już pierwszy set pokazał, że nasza drużyna była gotowa do tej walki. Teraz zrobimy to, co robimy od początku turnieju, skupimy się wyłącznie na kolejnym spotkaniu z Kanadą, zostawimy liczenie punktów i szans na awans ekspertom. Ważne jest tylko to, żeby dziewczyny utrzymały w sobie ten dzisiejszy ogień – mówił do kamer Polsatu trener Lavarini.