Czytaj więcej
W Katowicach, Gliwicach i słoweńskiej Lublanie rozegrane zostaną 20. Mistrzostwa Świata w siatkówce mężczyzn. Pierwotnie mistrzostwa miały być rozgrywane w Rosji, ale po inwazji Rosji na Ukrainę Międzynarodowa Federacja Siatkówki (FIVB) odebrała Rosjanom prawo do organizacji zawodów i wykluczyła ich z mistrzostw.
Serbowie w fazie grupowej odprawili Ukraińców (3:0), Tunezyjczyków (3:0) i Portorykańczyków (3:0). Argentyńczycy sami zafundowali sobie w tym czasie drogę przez mękę, bo wszystkie mecze kończyli tie-breakami. Zwyciężyli raz, rozegrali aż piętnaście setów.
Teraz pokazali inne oblicze, a bohaterem był błyskotliwy rozgrywający Luciano de Cecco. To dzięki jego akcjom punkty seryjnie zdobywali Facundo Conte, Augustin Loser oraz Bruno Lima. Serbowie w każdym secie byli blisko (23:25, 21:25, 23:25), ale decydujące akcje należały do brązowych medalistów igrzysk olimpijskich w Tokio.
- Zwycięstwo w pierwszym secie pozwoliło nam zdjąć presję. Później graliśmy dobrze w obronie i serwowaliśmy nieźle, choć idealnie. Rywale mieli przewagę fizyczną, ale my nadrabialiśmy techniką, szybkością, konsekwencją. Ten wynik to dla nas niezwykłe osiągnięcie - mówi De Cecco.
Conte, który grał przez kilka lat w naszym kraju, najpierw przeklął po polsku, a później oznajmił: - Najważniejsze było to, abyśmy wyszli z klatki presji i niepokoju. Ruszyliśmy więc na parkiet z nożem w zębach, co przyniosło skutek. Mam nadzieję, że będziemy tacy również w kolejnej rundzie. Oswoiliśmy już presję. Co nie zabije, to cię wzmocni. Pokazaliśmy, jak odporni i wytrwali jesteśmy.