Czytaj więcej
W Katowicach, Gliwicach i słoweńskiej Lublanie rozegrane zostaną 20. Mistrzostwa Świata w siatkówce mężczyzn. Pierwotnie mistrzostwa miały być rozgrywane w Rosji, ale po inwazji Rosji na Ukrainę Międzynarodowa Federacja Siatkówki (FIVB) odebrała Rosjanom prawo do organizacji zawodów i wykluczyła ich z mistrzostw.
Polacy oraz Słoweńcy, którzy cztery miesiące temu przejęli od Rosjan organizację mundialu, teoretycznie mogliby wygrać w rundzie grupowej tylko po jednym meczu, a później i tak wskoczyć na autostradę do półfinału. Regulamin turnieju zagwarantował bowiem gospodarzom, że jeśli awansują do fazy pucharowej, to zostaną w niej najwyżej rozstawieni – z „jedynką” i „dwójką”.
To zysk istotny, bo działacze światowej federacji uznali, że tym razem po rundzie grupowej przejdziemy od razu do 1/8 finału. Zespoły stworzą drabinkę, której podstawą będą dotychczasowe wyniki, dzięki czemu zespół z „jedynką” trafi na rywala teoretycznie najsłabszego, a ten z „dwójką” na drugiego od końca. Najwyżej rozstawieni aż do półfinału unikną zwycięzców grup.
Czytaj więcej
– Mam kilku przyjaciół na froncie. Nie mogą zbyt wiele pisać ani dzwonić, żyją, i to jest ważne – mówi Ołeh Płotnicki, kapitan reprezentacji Ukrainy.
Korzyści dla reprezentacji krajów goszczących imprezy sportowe są naturalne w każdej dyscyplinie – zespoły trafiają przed losowaniem do najwyższego koszyka, a działacze często mogą żonglować terminarzem oraz godzinami meczów – ale skala tych machinacji nigdzie nie jest tak duża, jak w siatkówce. Zyskują zazwyczaj Polacy, bo to my najczęściej organizujemy wielkie turnieje.