W turnieju w Bolonii występuje osiem ekip, które zaprezentowały się najlepiej w fazie grupowej, rozgrywanej na różnych kontynentach. Każda z drużyn ma za sobą już trzy turnieje, rozegranych wiele setów i przeleciane tysiące kilometrów. W turnieju finałowym do zagrania są trzy mecze, chyba że ktoś przegra w ćwierćfinale. Wtedy od razu pakuje walizki i wraca do domu. Taki los spotkał w środę Brazylijczyków i Holendrów.
Drużyna z Ameryki Południowej sprawiła sporą niespodziankę, odpadając już w tej fazie turnieju. Od kiedy Liga Światowa zamieniła się w Ligę Narodów Brazylijczycy nigdy nie skończyli poza pierwszą czwórką, a przed rokiem okazali się najlepsi.
W środę dobrze zaczęli. Bardzo dobrze grali przyjmujący Hidalgo Leal i Ricardo Lucarelli, którzy pomogli wypracować kilkupunktową przewagę. Brazylia wygrała w tej partii dość łatwo 25:20. Były to jednak miłe złego początki. Już w drugim secie role się odwróciły i to gracze z USA kontrolowali wydarzenia na boisku. Trzeci set to była niewykorzystana szansa Brazylijczyków, którzy w końcówce prowadzili 21:19, by przegrać 23:25. Czwarty set zaczął się i zakończył serią błędów Brazylijczyków, którzy od stanu 19:17 przegrali sześć kolejnych akcji i odpadli z turnieju. Ten mecz z pewnością uważnie oglądali Polacy, bo jeśli wygrają w czwartek z Iranem, to w półfinale zagrają właśnie z ekipą USA.
Czytaj więcej
Dziś Polacy zaczynają w Bolonii grę w finałowym turnieju Ligi Narodów. Ich ćwierćfinałowym rywale...
Głęboko odetchnęli włoscy kibice, którzy na początku meczu przecierali oczy ze zdumienia. W pierwszym secie walka była wyrównana, ale to Holendrzy podnieśli w górę ręce, m.in. dzięki świetnym serwisom Fabiana Plaka. To było jak zimny prysznic dla ekipy gospodarzy. Włosi nie grali dobrze dlatego, że ich liderzy Alessandro Michieletto i Yuri Romano męczyli się w ataku, czasami popełniając proste błędy.