Michał Winiarski: To okazja i wyzwanie

Były wybitny siatkarz Michał Winiarski o tym, jak został trenerem męskiej reprezentacji Niemiec.

Publikacja: 13.04.2022 19:57

Michał Winiarski: To okazja i wyzwanie

Foto: Marian Zubrzycki

Jak do tego doszło?

Wszystko odbyło się bardzo szybko. Około tydzień temu dostałem telefon od dyrektora sportowego niemieckiej federacji. Porozmawialiśmy i umówiliśmy się na spotkanie osobiście. Dyrektor przyjechał do mnie, do Gdańska. Kilka dni później podpisaliśmy umowę.

Otwiera się przed panem olbrzymia szansa, jednak to też skok na głęboką wodę. Miał pan pewne obawy przed podpisaniem umowy?

Dla mnie to niesamowite okazja i wyzwanie. Jestem młodym trenerem. Jako pierwszy szkoleniowiec pracuję od trzech lat, ale przecież siatkówka towarzyszy mi praktycznie całe życie. Zawsze dążyłem do tego, żeby pracować na szczeblu reprezentacyjnym. Największą moją obawą było to, jak uda mi się połączyć dwie prace, czyli posadę w klubie (Michał Winiarski będzie też trenerem Trefla Gdańsk lub Aluronu Warty Zawiercie– przyp.red.) oraz reprezentacji z życiem rodzinnym, które jest dla mnie bardzo ważne. Bardzo kocham moją żonę i dzieci i na pewno tęsknota za nimi będzie najtrudniejsza. Pozytyw jest taki, że miejsce, w którym zazwyczaj będziemy trenować, jest tylko o pięć godzin jazdy samochodem. Będziemy dużo podróżować.

Dwa etaty w siatkówce, a do tego trzeci etat w domu. Jak to pogodzić z rozwojem, zdobywaniem nowej wiedzy?

Trener najlepiej rozwija się w boju. Oczywiście, czytanie, rozmowy, staże, konferencje są ważne i pomagają, ale to jedynie teoria. Najwięcej się uczę, kiedy pracuję i muszę rozwiązywać konkretne problemy. Wtedy mózg pracuje najlepiej, dostaje najwięcej bodźców. Dlatego dwie prace pozwolą mi być ciągle w ogniu wydarzeń, dostosowywać metody do zadań. To będą różne rodzaje pracy. A odpoczywał będę w domu – nie nazwę tego jednak kolejnym etatem...

Powiedział pan, że wszystko, czego się nauczył, zawdzięcza dwóm latom pracy u boku Roberto Piazzy w Skrze Bełchatów...

Funkcja asystenta Roberto Piazzy to był dla mnie taki siatkarsko-trenerski uniwersytet. Kiedy jesteś zawodnikiem, to na wszystko patrzysz inaczej. Interesuje cię granie, żyjesz od meczu do meczu. Nawet jeśli ktoś myśli o karierze trenerskiej, może sobie tylko wyobrażać, jak to jest. Zostanie trenerem zmienia perspektywę, a życie weryfikuje wyobrażenia. Trzeba planować nie tylko treningi, ale też opracować taktykę, rozłożyć ekipę rywala na czynniki pierwsze, pogodzić ze sobą różne charaktery. Trenerzy, z którymi pracowałem, to byli świetni fachowcy i praca z nimi była wyjątkowa, każdy z nich jakoś na mnie wpłynął, ale nie mogę powiedzieć, żebym któregoś starał się naśladować. Mam swój temperament i swoje poglądy. Działam w innych warunkach, w innym środowisku, rozmawiam z innymi ludźmi. Muszę być sobą.

Pana sukces rzuca się w oczy, gdyż polscy trenerzy bardzo rzadko pracują za granicą. Włochom jest łatwiej, bo mają wyrobioną markę?

Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że duże znaczenie ma to, kto decyduje o wyborze trenera. Jedni są bardziej odważni, a drudzy stawiają na doświadczenie. Nie miałbym na pewno tej szansy gdyby trener Bernardo Rezende nie zrezygnował z pracy z kadrą Francji, a jego miejsca nie zajął Włoch Andrea Giani. Na pewno w Polsce mamy wielu dobrych szkoleniowców, teraz wchodzi młode pokolenie. Mam nadzieję, że to kwestia czasu i my też zaczniemy częściej wyjeżdżać.

Ale na razie polskie kluby i reprezentacja chętniej jednak korzystają z doświadczenia zagranicznych szkoleniowców...

I to przyniosło dobre efekty. Chyba wszyscy pamiętamy, jak wiele polskiej siatkówce dała praca Raula Lozano. Argentyńczyk podniósł nas mentalnie na wyższy poziom i odniósł też pierwszy znaczący sukces po wielu latach przerwy. Z pracy zagranicznych trenerów wszyscy możemy wyciągnąć korzyści, sporo się nauczyliśmy.

Reaguje pan emocjonalnie, skacze przy linii bocznej. Jako selekcjoner będzie się pan bardziej ograniczał?

We wszystkim, co robię, jestem sobą. Czy się zmieniam? Może trochę, bo mam za sobą kolejne lata doświadczeń, więcej rozegranych meczów. Jednak nie wydaje mi się, bym jako trener reprezentacji nagle stał się inny.

Vital Heynen prowadził kadrę Niemiec, a potem został selekcjonerem Polaków. Miał pan takie skojarzenia?

Tak daleko w przyszłość nie wybiegam, skupiam się na pracy z Niemcami. Los trenera jest ściśle związany z wynikami. Nie ma sensu myśleć za bardzo do przodu.

Jak do tego doszło?

Wszystko odbyło się bardzo szybko. Około tydzień temu dostałem telefon od dyrektora sportowego niemieckiej federacji. Porozmawialiśmy i umówiliśmy się na spotkanie osobiście. Dyrektor przyjechał do mnie, do Gdańska. Kilka dni później podpisaliśmy umowę.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Siatkówka
Powódź w Polsce. Prezes Stali Nysa: Sport zszedł teraz na drugi plan
Siatkówka
Rusza siatkarska PlusLiga. Jeszcze więcej mocy
Siatkówka
Transfery w PlusLidze. Zbroili się wszyscy
Siatkówka
Paryż 2024. Polscy siatkarze wicemistrzami olimpijskimi. Francja była wspanialsza