Kędzierzynianie tydzień temu pokazali hart ducha: obronili pięć piłek meczowych, odrobili dwa sety straty i zwyciężyli w jaskini lwa, na oczach dwóch tysięcy kibiców. Teraz mogli sobie pozwolić nawet na porażkę w tie-breaku, a o losach awansu do finału i tak rozstrzygnęła dodatkowa partia.
Pierwszy set należał do Rosjan, gospodarzy jakby zjadły nerwy. Drugi był już zupełnie inny, bo tym razem to kędzierzynianie zdeklasowali rywali. Gospodarze poszli za ciosem, kilkanaście minut później wygrali 25:21 i od sensacyjnego awansu dzieliła ich już tylko jedna partia.
Podopieczni Nikoli Grbicia grali spokojnie i konsekwentnie, a rywalom puszczały nerwy. Na parkiecie szalał Earvin N’Gapeth, ale w decydującym momencie seta to on podpiął Rosjanom tlen. Stanął na zagrywce przy wyniku 18:21, a kilka chwil później po jego asie serwisowym był już remis.
Rosjanie bronili piłki meczowe zarówno w czwartej, jak i w piątej partii - udało im się to siedem razy - aż wreszcie przełamali gospodarzy. Wygrali tie-breaka wyrównali stan półfinałowej rywalizacji i doprowadzili do „złotego seta”. Ten należał już do siatkarzy ZAKSY.
Dwanaście ostatnich edycji Ligi Mistrzów wygrały kluby z Rosji lub Włoch. Najlepsze wyniki polskich drużyn to dwa finały: PGE Skry Bełchatów oraz Asseco Resovii Rzeszów. Teraz o trofeum zagra ZAKSA. Rywalem naszej drużyny będzie Sir Sicoma Monini Perugia albo Itas Trentino.