Sąd oczyścił 51-letniego Janusza Biesiadę ze wszystkich zarzutów postawionych w akcie oskarżenia. Prokuratura żądała dla byłego prezesa trzech lat pozbawienia wolności i grzywny w wysokości 75 tysięcy złotych.
Zarzucano mu m.in. posługiwanie się w styczniu 2001 roku podczas zjazdu PZPS podrobionym dokumentem oraz niezgodne z przepisami wykorzystywanie dotacji budżetowych, które były przy tym nieprawidłowo rozliczane.
Mirosław Przedpełski, następca Biesiady na stanowisku prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej, jest zaskoczony wyrokiem. – Ale dodam od razu, że nie znam dokładnie sprawy, nie będę więc decyzji sądu komentował. Jestem zajęty czym innym. Patrzę w przyszłość, a nie w przeszłość. To bardziej twórcze – powiedział „Rz” Przedpełski.
Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił też wszystkie zarzuty przeciwko głównemu księgowemu PZPS Krzysztofowi Kosowskiemu, dla którego prokurator domagał się 1,5 roku pozbawienia wolności i 50 tysięcy złotych grzywny, oraz uniewinnił byłą pracownicę PZPS Aleksandrę Kolasińską. Prokuratura żądała dla niej sześciu miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem wykonania kary na trzy lata i grzywny w wysokości 3 tysięcy złotych. Zdaniem mecenasa Pawła Brożka, który bronił Biesiady, sąd zmasakrował akt oskarżenia warszawskiej prokuratury. Uznał, że były prezes nigdy nie popełnił przestępstwa, a cała sprawa była przez prokuraturę od początku prowadzona tendencyjnie w poszukiwaniu winnego – tłumaczył Brożek w rozmowie z PAP.
Problemy Janusza Biesiady zaczęły się jesienią 2001 roku. Jeden z członków zarządu zadał wtedy kilka trudnych pytań dotyczących sfałszowania audytu i nierozliczonych zaliczek na kwotę 620 tysięcy złotych, które pobrali pracownicy związku, a już 14 stycznia 2002 roku Biesiada podał się do dymisji. Zastąpił go Tadeusz Sąsara, a rewolucja w związku stała się faktem. Legendarny Hubert Wagner, przed śmiercią sekretarz generalny PZPS, mówił, że związek tonie w długach, a on nie ma za co zapłacić sprzątaczce. Biesiady bronił szef światowej siatkówki Ruben Acosta, ale zarzuty wyglądały na poważne. Długi związku oszacowano wtedy na 4,28 miliona złotych, podano listę wierzycieli i skierowano sprawę do prokuratury.