Trener Daniel Castellani powiedział przed rozpoczęciem Ligi Światowej, że w najgorszym wypadku liczy na połowę zwycięskich spotkań w tych rozgrywkach. Na razie plan jest realizowany w stu procentach. Po dwóch wyjazdowych porażkach z Brazylią przyszły wygrane z Wenezuelą.
Pierwsze mecz był długi i trudny. Polacy wygrali dopiero w tie-breaku, ale niewiele brakowało, by przegrali 1:3. Na szczęście od chwili, gdy rozgrywający Grzegorz Łomacz zastąpił Pawła Woickiego, zdecydowanie wzrosła skuteczność w ataku Jakuba Jarosza i polskiego bloku. Syn trzykrotnego wicemistrza Europy Macieja Jarosza nie tylko zdobył 25 punktów, ale najlepiej grał w decydujących momentach czwartego i piątego seta.
Drugie spotkanie było znacznie krótsze, głównie za sprawą naszej drużyny, która w popisowy sposób zatrzymała Wenezuelę. 12 bloków Polaków i tylko jeden gospodarzy to nokaut, będący wynikiem nie tylko dobrej dyspozycji naszych siatkarzy, ale i słabości gospodarzy, którzy zagrali gorzej.
Tym razem najbardziej wartościowym graczem (MVP) spotkania został Bartosz Kurek (20 punktów), kontuzjowany w pierwszym meczu z Brazylią. Jarosz i Kurek w minionym sezonie byli rezerwowymi w Skrze Bełchatów. Castellani, który zna ich doskonale, wierzył, że dadzą sobie radę, i się nie zawiódł.
W najbliższą sobotę i niedzielę czeka jednak Polaków trudniejsze zadanie, rewanżowe mecze z Brazylią w nowej, mieszczącej 11 tysięcy widzów hali w Łodzi.