Ten mecz powinien skończyć się w czterech setach. Polacy prowadzili w czwartej partii 14:9, Hiszpanie słabli w oczach i wydawało się, że horroru nie będzie.
Wystarczyło jednak kilka błędów, skuteczne bloki mistrzów Europy i nagle wszystko się zmieniło. Hiszpanie dopadli nas przy stanie 14:14 i nie zwolnili tempa do końca, choć Polacy gonili ambitnie. Nie pomogły też zmiany, których dokonywał Daniel Castellani. Na boisko wrócił Bartosz Kurek (za Zbigniewa Bartmana), pojawił się Jakub Jarosz zastępując Piotra Gruszkę.
Zwycięzcę musiał wyłonić tie- -break. I to był prawdziwy dreszczowiec, w którym rywale mieli piłkę meczową (14:13), ale właśnie wtedy nasz blok był tam, gdzie trzeba. Chwilę później Marcin Możdżonek pokazał, jak wygląda pojedynczy blok i teraz to my mieliśmy meczbola. Rywale doprowadzili do wyrównania, ale Możdżonek był dla nich bezlitosny. Zasłonił pole ataku i piłka raz jeszcze spadła na stronę Hiszpanów. 16:15 i jeszcze jedna szansa, na szczęście wykorzystana. Ściana z polskich rąk zatrzymała ostatni atak mistrzów Europy. 17:15 w tie-breaku, 3:2 w meczu i teraz został tylko krok do półfinałów, w których jesteśmy już jedną nogą. Polacy są jedyną drużyną, która w Izmirze nie poniosła porażki. I oby tak zostało do końca.
Z Hiszpanami mieliśmy stare porachunki do wyrównania. W styczniu ubiegłego roku, też w Izmirze przegraliśmy 2:3 mecz o prawo gry na igrzyskach w Pekinie i musieliśmy walczyć jeszcze bardzo długo. To właśnie w Izmirze Hiszpanie oddali bez walki mecz Holendrom grzebiąc ostatecznie Polaków. Ale los czasami bywa sprawiedliwy. W Pekinie to nasi siatkarze otarli się o medal, a Hiszpanów na igrzyskach zabrakło.
Tym razem był to mecz, w którym porażka oddalała aktualnych mistrzów Europy od podium, a naszą drużynę wygrana znacząco przybliżała do strefy medalowej. Mecz, w którym Hiszpanie chcieli zatrzeć niemiłe wrażenie z Łodzi, gdzie w tegorocznym Memoriale Huberta Wagnera przegrali nie tylko z pierwszą, ale i z drugą reprezentacją Polski prowadzoną przez Grzegorza Wagnera.