Miał rację Sebastian Świderski, grający w Serie A od lat, mówiąc przed finałowym meczem w Dausze, że „złota formuła” faworyzuje Włochów.
W sytuacji gdy po przyjęciu zagrywki można atakować tylko z drugiej linii, decydującą rolę odgrywa siła ataku. – A zespół z Trento ma przecież w swoim składzie takie strzelby jak Bułgar Matej Kazijski (najlepszy atakujący i MVP turnieju – przyp. red.), Brazylijczyk Leandro Visotto i Kubańczyk Osmany Juantorena. Nie będzie Skrze łatwo ich zatrzymać – mówił skrzydłowy Maceraty, który przechodzi rehabilitację po operacji zerwanego ścięgna Achillesa.
Kto wie, być może finałowe spotkanie miałoby inny przebieg, gdyby Skra wygrała pierwszego seta. Prowadziła 19:17, później, gdy rywal ją dogonił i przegonił (24:22), odrobiła stratę i doprowadziła do remisu (24:24). Niestety, w ostatniej akcji zadrżała ręka Bartoszowi Kurkowi, który w ataku właściwie w pojedynkę walczył z przeciwnikiem tej klasy.
W dwóch kolejnych setach mistrzowie Włoch nie popełniali błędów. Najpierw większość ataków kończył Kazijski, później do głosu doszli Juantorena i mierzący 212 cm Visotto.
Wznowione po 17 latach klubowe mistrzostwa świata po raz piąty wygrała więc drużyna włoska i odebrała 250 tysięcy dolarów premii. Skra przywiezie 170 tysięcy.