Niewiele brakowało, by Polacy zwyciężyli w obu meczach i wywalczyli 6 punktów. Wystarczyło nie zmarnować wysokiego prowadzenia w czwartym secie (14:8) pierwszego meczu.
Niestety, sprawdziły się słowa Daniela Castellaniego, trenera Polaków, że Kuba nigdy się nie poddaje. Gospodarze odrobili straty i doprowadzili do tie-breaku, który rozstrzygnęli na swoją korzyść 15:10. Drugi mecz Kubańczycy kończyli jednak ze zwieszonymi głowami. Castellani przemeblował skład. Rozgrywał Grzegorz Łomacz (Łukasz Żygadło wchodził na zmiany), wrócił do drużyny po kontuzji środkowy Patryk Czarnowski (w pierwszym meczu grał Karol Kłos), w ataku Jakuba Jarosza zastąpił Piotr Gruszka, dobrze spisali się przyjmujący Michał Winiarski i Bartosz Kurek.
Nie zmienili się tylko libero (Piotr Gacek) i drugi środkowy Marcin Możdżonek. To właśnie on, najwyższy w polskiej drużynie (211 cm), był królem bloków. Sześciokrotnie zatrzymywał ataki Kubańczyków, a mecz zakończył serwisowym asem.
O sukcesie Polaków przesądził blok, wystarczy spojrzeć na statystyki: 13:3 dla naszego zespołu. Polacy byli też skuteczniejsi w ataku (53 proc. do 43). Mądrze grał Winiarski, który, podobnie jak Możdżonek, zdobył dziesięć punktów. Jeden więcej zapisał na swoim koncie powoli dochodzący do reprezentacyjnej formy Kurek.
– Bardziej niż zwycięstwo cieszy to, że tak szybko podnieśliśmy się po porażce – powiedział Castellani. Polacy wciąż się liczą w grze o finał LŚ w Cordobie (21 – 25 lipca). Kolejne sześć spotkań zagrają przecież przed własną publicznością. Najbliższe w ten weekend we Wrocławiu z Argentyną, która dwukrotnie przegrała u siebie z Niemcami.