[b]Na co stać w Tokio brązowe medalistki mistrzostw Europy? [/b]
Jerzy Matlak: Bóg raczy wiedzieć. Mam nadzieję po tym, co widzę, że będzie dobrze, że wyjdziemy z grupy i będziemy walczyć dalej. Miejsce w czołowej ósemce będzie sukcesem. To silniejszy zespół od tego, który przed rokiem stanął na podium w Łodzi? Po powrocie Glinki chyba tak, ale zobaczymy, jak Gosia fizycznie wytrzyma te mistrzostwa. Nie grała przecież na tym poziomie od igrzysk w Pekinie.
[b] Wyjściowy skład niewiele różni się od tego z igrzysk. To dobrze czy źle? [/b]
Różnice jednak są. Nie ma Katarzyny Skowrońskiej, a rola w zespole Anny Barańskiej, dziś już Werblińskiej, jest inna. W kadrze Marca Bonitty była odszczepieńcem, tą, która ponoć niszczyła drużynę od środka, a teraz jest jednym z motorów ciągnących reprezentację. Wszystko wskazywało na to, że ostatnim sprawdzianem formy będzie turniej w Alassio. Ostatecznie zamiast Polski zagra tam Serbia. Dlaczego? Nie chcę już do tego wracać. Wychodzi na to, że Włosi nas wykolegowali. Przesunęli termin, a gdy wysłaliśmy pismo z pytaniem, czy turniej nie może się odbyć zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, po prostu nas zignorowali i nagle w nasze miejsce wskoczyła Serbia, która wcześniej starała się o sparingi z nami.
[b] Więc ostatecznie z kim zagracie ostatnie sparingowe mecze w Polsce? [/b]