W ostatnim meczu w Gdańsku wystarczyło wygrać jednego seta ze Słowenią, by awans na igrzyska stał się faktem. Ale Słoweńcy zaczęli to spotkanie znakomicie, w pierwszej partii byli górą. Pojawiły się nerwy?
Nauczyliśmy się już, by w takich sytuacjach nie panikować, to też jest naszą siłą. Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę, że Słoweńcy mogą być groźni, że ich siłowe rozwiązania są skuteczne, ale wiedzieliśmy też, co należy robić, by przechylić szalę na swoją stronę. Kwestią czasu było, kiedy Słoweńcy zaczną popełniać błędy. I tak też się stało. Ryzykowali w polu zagrywki, bo wiedzieli, że to ich jedyna szansa, i tracili punkty. A my z zimną krwią robiliśmy swoje. Później była wielka radość, bo awans na igrzyska już w pierwszym podejściu oznacza, że mamy rok spokoju. Tego właśnie chcieliśmy i mamy to.