Dziesięć lat temu w tureckim Izmirze Polacy prowadzeni przez Daniela Castellaniego pokonali w finale Francję i wywalczyli pierwszy w historii polskiej siatkówki tytuł mistrzów Europy. A przecież do Turcji lecieli osłabieni brakiem trzech czołowych zawodników: Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego i Sebastiana Świderskiego.
Vital Heynen nie ma takich problemów. Nawet brak Bartosza Kurka, MVP ubiegłorocznych mistrzostw świata, nie osłabia zbytnio jego drużyny. Jak znaczącym wzmocnieniem jest Wilfredo Leon, pokazał chociażby turniej kwalifikacyjny do igrzysk w Tokio, wygrany przez polskich siatkarzy.
Dziś nie wystarczy już być mistrzem świata, by mieć pewne miejsce w kadrze. W składzie na EuroVolley zabrakło miejsca dla znakomitego przecież młodego przyjmującego Bartosza Kwolka, a także doświadczonego rozgrywającego Grzegorza Łomacza. Heynen dał szansę Marcinowi Komendzie, który tak dobrze spisał się w Final Six Ligi Narodów, ale nie dostał jej przyjmujący Bartosz Bednorz, który w Chicago był wyróżniającym się zawodnikiem.
Nic dziwnego, że polscy siatkarze, z kapitanem Michałem Kubiakiem na czele, pytani o cel w mistrzostwach Europy, mówią krótko: złoty medal. Rozpiera ich pewność siebie.
Ryszard Bosek, mistrz świata i złoty medalista olimpijski w legendarnej drużynie Huberta Jerzego Wagnera, nie ukrywa, że taka postawa bardzo mu się podoba. – Bardzo dobrze, że są pewni siebie. Polska wygrała dwa ostatnie mundial, dlaczego więc ma nie zdobyć mistrzostwa Europy? Mamy zespół bez słabych punktów, z wielkimi indywidualnościami – mówi „Rz" Bosek.