Wenezuela to najsłabszy zespół turnieju, ale o lekceważeniu nie mogło być mowy. Polacy wiedzieli, jaka jest stawka: wygrana dawała im awans na igrzyska, o który walczyli od września ubiegłego roku. Wtedy do szczęścia zabrakło im jednego seta, trzecie miejsce w Pucharze Świata rozgrywanym w Japonii było porażką. Kilka miesięcy później w Berlinie trzecie miejsce miało inny smak, bo dawało jeszcze jedną szansę, by zagrać na igrzyskach.

Ostatni turniej kwalifikacyjny w Tokio Polacy zaczęli od dwóch zwycięstw po 3:2, z Kanadą i Francją, w trzecim meczu pewnie pokonali Japończyków (3:0), w kolejnym, z Chinami (3:2), znów musieli walczyć pięć setów, wreszcie, by dopiąć  swego, wygrali z Wenezuelą 3:0.

Nasi siatkarze kontrolowali przebieg wydarzeń od początku do końca. W pierwszym secie Wenezuela zbliżyła się na punkt (20:21), ale to było jedyne zagrożenie, Polacy wygrali 25:21. W drugim przewaga drużyny Stephane'a Antigi była jeszcze wyraźniejsza (25:17). Ten trzeci, ostatni set to już zabawa z uśmiechem na ustach. Przy stanie 7:6 Michał Kubiak, najskuteczniejszy tego dnia w polskim zespole (13 pkt), zabawił się w rozgrywającego: zamarkował, że skacze do ataku, i wystawił piłkę na prawe skrzydło Bartoszowi Kurkowi, który efektownie huknął jak z armaty. Kilka minut później po asie serwisowym Karola Kłosa i potężnej zagrywce Rafała Buszka Polacy prowadzili 16:11 i awans do Rio był tuż-tuż. Ostatni punkt (25:18) podarowali nam rywale, atakując ze środka w aut.

W tym momencie Stephane Antiga uniósł w górę ręce, a zawodnicy zaczęli w kółeczku tańczyć ze szczęścia. Uporczywa, trwająca od września walka o igrzyska dobiegła końca.

Ale turniej w Tokio jeszcze trwa. Dziś dzień przerwy, jutro gramy z Iranem, a w niedzielę z Australią. Spokojnie, bez nerwów, bo cel został osiągnięty.