Jest pan zwolennikiem czy przeciwnikiem przepisu o obowiązkowej grze dwóch Polaków w meczach ligowych?
Każde rozwiązanie, które wspiera rozwój młodzieży jest dobre. Nasza liga nie jest tak mocna i wyrównana, żeby takie regulacje nam jakoś przeszkadzały. Każdy pomysł ma plusy i minusy, trzeba się dopasować. Polacy będą mieć zagwarantowane miejsce na boisku, ale przypominam, że my gramy dużo meczów w Lidze Mistrzów. Może się zdarzyć tak, że jeśli Polak będzie długo występował na parkiecie w spotkaniu ligowym, to nie wybiegnie na mecz w Europie.
Kibice chyba chcą oglądać swoich. Po bramkach zdobywanych przez młodych Polaków w meczu z Kwidzynem publiczność się głośniej cieszyła.
Zawsze jest tak, że gdy „swoi” są na boisku, to kibice się cieszą. To jest ważne, dlatego próbujemy podnosić poziom szkolenia u nas, ale to jest długi proces. Uruchamiamy nowe inicjatywy i myślę, że za jakieś pięć lat będziemy mieć u nas w klubie bardzo dużo zdolnych wychowanków. Oczywiście, do tego potrzeba jeszcze, żeby trafili się utalentowani zawodnicy, ale zrobimy wszystko, żeby perełek nie stracić. Już teraz nie jest źle, bo pokazują się młodzi: Cezary Surgiel, Filip Zdziech, Miłosz Wałach. Trzech młodych na boisku w meczu ligowym wygląda już całkiem obiecująco.
Jeśli dwóch Polaków ma być na boisku, to ilu trzeba mieć w składzie, żeby się czuć bezpiecznie?