Industria Kielce pojechała do Magdeburga z minimalną przewagą po pierwszym meczu, wygranym 27:26. Wiadomo było, że gospodarze rzucą się na rywali, a mistrzowie Polski nie pękną, tylko odpowiedzą tym samym. I tak było przez 60 minut meczu. Nikt się nie oszczędzał, bo stawką był awans do Final4 Ligi Mistrzów. Zawodników co chwila bolały żebra od uderzeń, a kibiców, którzy do ostatniego miejsca wypełnili trybuny, bolały oczy od samego patrzenia.
Industria Kielce pojechała do Niemiec, przetrzebiona kontuzjami. Już od dawna nie może grać Szymon Sićko, kilka tygodni temu ze składu wypadł szef obrony Tomasz Gębala, a w pierwszym meczu w Kielcach z urazem kolana zszedł Michał Olejniczak. Trener Tałant Dujszebajew w takich sytuacjach nie załamuje rąk, tylko wymyśla nowe rozwiązania.
Czytaj więcej
Industria Kielce pokonała Magdeburg sc 27:26 w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów. Mistrzowie Polski zrobili mały krok w stronę awansu do turnieju Final4.
Postawił na twardą obronę. Benoit Kounkoud tak utrudniał zawodnikom Magdeburga rozegranie, że Felix Claar musiał czasami podawać ze środkowej linii. Kiedy Gisli Kristiansson ruszał do ataku na bramkę, natychmiast dopadał do niego Arciom Karaliok, Dylan Nahi albo Dani Dujszebajew. Taka sama zapora czekała na Janusa Smarasona, Magnusa Saugstrupa albo Lukasa Mertensa. I tak to wyglądało przez całe 60 minut. Oba zespoły męczyły się w ataku, bo Magdeburg rewanżował się tym samym.
Industria Kielce wraca w Magdeburga z podniesionym czołem
W dobrej formie byli także bramkarze. Błyszczał golkiper Magdeburga Siergiej Hernandez, który odbijał niemal co drugi rzut kielczan. Dujszebajew w pierwszej połowie postawił na Sandro Mestricia i kibice mogli przecierać oczy ze zdumienia. Trener mistrzów Polski wiedział, co robi. Wolff nie lubi być rezerwowym i po przerwie chciał pokazać, że to jemu należy się miejsce w bramce. Niemiec obronił pięć rzutów karnych i obronił kilka innych strzałów. W kilku sytuacjach poderwał wyczerpanych kolegów do walki wspaniałymi interwencjami.