Przed 30 laty mało kto kojarzył we Francji sport, w którym dziś jej reprezentacja zdobywa złoto za złotem.
Sięgając rok temu w Katarze po mistrzostwo świata, Trójkolorowi wywalczyli dziesiąty tytuł w imprezie rangi mistrzowskiej. Dokonali tego w zaledwie 20 lat. Pięć tytułów mistrzów świata, trzy – mistrza Europy i dwa – olimpijskie, nikt wcześniej nie zdominował w podobny sposób piłki ręcznej. Stało się tak dzięki dwóm trenerom wizjonerom Danielowi Constantiniemu i Claude'owi Oneście, stworzonemu przez pierwszego z nich systemu szkolenia i... imigrantom z Bałkanów.
W połowie lat 80. francuska piłka ręczna, która wcześniej też nie cieszyła się popularnością, znalazła się na samym dnie. Reprezentacja spadła do dywizji C, czyli trzeciej światowej dziesiątki. Nikt nie interesował się tą drużyną, kluby miały status amatorski, mecze rozgrywane były w salach gimnastycznych z trzeszczącym parkietem i kilkudziesięcioosobową widownią.
W 1985 roku po blamażu na MŚ grupy B reprezentację powierzono pochodzącemu z Marsylii Constantiniemu. Były zawodnik reprezentacji i trener lokalnego klubu założył sobie, że zreformuje od podstaw piłkę ręczną. Nalegał na federację, żeby najlepsi zawodnicy podpisywali kontrakty ze związkiem i byli cały czas do dyspozycji kadry.
Szybki efekt
Dopiął swego. Dzięki temu kadrowicze mogli uczestniczyć w zgrupowaniach i stale być pod okiem selekcjonera. Już nie byli amatorami, dostawali pensje. Efekt przyszedł szybko. Po pięciu latach pracy Constantini doprowadził reprezentację do dziewiątego miejsca na mistrzostwach świata, które zapewniło jej awans na igrzyska olimpijskie w Barcelonie (1992).