Rok temu kielczanie w finale przegrali po rzutach karnych z Barceloną. Od razu zapowiadali, że chcą do Kolonii wrócić i tym razem zdobyć trofeum. Prawie im się to udało i to mimo kłopotów, jakie przeżywali na początku roku, gdy wycofał się główny sponsor. Znów pojawili się w Lanxess Arenie, pokonali pełny gwiazd zespół PSG i awansowali do niedzielnego finału. Tym razem za rywali mieli niemiecki Magdeburg, który w pierwszym sobotnim półfinale wygrał właśnie z Barceloną po rzutach karnych.
W takich turniejach jak Final4 decydują detale. Kielczanie swój półfinał rozgrywali później niż Magdeburg, czasu na odpoczynek mieli mniej, ale za to nie musieli się męczyć w dogrywce. Swój mecz rozstrzygnęli w podstawowym czasie, więc można powiedzieć, że pod tym względem szanse były wyrównane.
Zły początek Barlinek Industrii Kielce
Kielczanie nie zaczęli dobrze tego spotkania, podobnie jak półfinału z PSG. Podejmowali złe decyzje w ataku i pozwolili rywalom zbudować przewagę 4:1. Straty mogłyby być jeszcze większe, gdyby nie świetny w bramce Andreas Wolff, który błyszczał już w półfinale. Niemiecki bramkarz odbił kilka rzutów, a po dwie bramki rzucili Dylan Nahi i Alex Dujszebajew.
Trener mistrzów Polski Tałant Dujszebajew w czasie meczu z Magdeburgiem
Prawy rozgrywający Barlinka Industrii do spółki z Arkadiuszem Morytą napędzali atak mistrzów Polski. To było szczególnie potrzebne, bo ciągle wstrzelić nie mógł się Szymon Sićko, który zazwyczaj daje swojej drużynie po kilka goli w meczu. W Magdeburgu trzy gole do przerwy rzucił Gisli Kristjansson, który półfinał kończył z wybitym barkiem, ale w niedzielę cudownie ozdrowiał.