Mecz ostatniej szansy zagraliśmy z najtrudniejszym rywalem, jakiego można sobie wymyślić. Hiszpanie to wicemistrzowie Europy, brązowi medaliści mistrzostw świata oraz igrzysk olimpijskich, żeby przypomnieć sukcesy tylko z dwóch ostatnich lat. Pretensje o taki los Polacy mogli mieć jednak tylko do siebie. Zagrali w pierwszej fazie fatalnie, a kosztowna okazała się zwłaszcza porażka ze Słowenią, która przesądziła, że zajęli dopiero trzecie miejsce w Grupie B, co automatycznie oznaczało, że ich pierwszym przeciwnikiem w kolejnej rundzie będą Hiszpanie.
Trener Patryk Rombel był zdania, że jego drużyna umie grać z tym przeciwnikiem i na dowód przytaczał choćby mecz z ostatnich mistrzostw Europy, przegrany jedną bramką. Dodatkowym atutem mogło być też to, że kilku Hiszpanów gra na co dzień w polskiej lidze (m.in. bracia Alex i Daniel Dujszebajewowie), więc nasi reprezentanci ich znają i teoretycznie wiedzą, jak zatrzymać.
Co innego jednak wiedzieć, a co innego wykonać, gdy się ma tak świetnych graczy naprzeciwko siebie. Trzeba przyznać, że Polacy próbowali i widać, że mieli pomysł na ten mecz. Odważnie i twardo grali w obronie, szybko doskakiwali do Hiszpanów i nie pozwalali im złapać płynności w grze. Kilka razy zmusili ich do długiego rozgrywania akcji, ale wtedy najlepiej było widać klasę piłkarzy Jordiego Ribery. Kiedy sędziowie wskazywali grę pasywną, jakimś cudem znajdowali lepiej ustawionego kolegę i rzucali bramkę.
Polacy jednak długo odpowiadali tym samym. Rewelacyjnie kolejny raz zagrał Szymon Sićko, który w pierwszej połowie praktycznie się nie mylił. Hiszpanie wiedzieli, że to nasza najgroźniejsza broń, a i tak nie potrafili go zatrzymać. Wreszcie kilka podań dotarło do skrzydłowych, więc gole dołożył Jan Czuwara. Irytowały za to straty, które przydarzały się, gdy można było przycisnąć rywali. Raz w kontrze Michał Olejniczak niepotrzebnie podawał do Arkadiusza Moryty, a za chwilę Maciej Gębala sfaulował obrotowego Hiszpanów. Pierwsza połowa skończyła się wynikiem 15:16 i można było z nadzieją czekać na drugie 30 minut.
Tutaj też Polacy walczyli jak równy z równym, prowadzeni przez Piotra Jędraszczyka. Młody rozgrywający ze słabych warunków fizycznych uczynił w tym meczu swój atut i kilka razy przedarł się między gęsto ustawionymi obrońcami. W hiszpańskiej bramce szalał za to Gonzalo Perez de Vargas, który kilka razy w nieprawdopodobny sposób zatrzymał rzuty naszych piłkarzy.