Na taki wieczór polscy piłkarze ręczni czekali od kilku lat. Lepsze chwile w życiu sportowca trudno sobie wyobrazić: legendarna hala, tłum głośno krzyczących kibiców, początek mistrzostw świata i naprzeciwko jedna z najlepszych drużyn na świecie, czyli Francja. Zainteresowanie meczem było wielkie, trybuny wypełniły się do ostatniego miejsca, a ci, którzy pod wejściem do Spodka chcieli kupić bilety, odchodzili z kwitkiem. Temperatura rosła z minuty na minutę.
Po występach artystów, było krótkie przemówienie wiceprezydenta Międzynarodowej Federacji Piłki Ręcznej Joela Delplanque'a, a potem już od razu prezentacja zawodników i hymny obu państw. Francuzi Marsyliankę odśpiewali pełną piersią, a Polakom w Mazurku Dąbrowskiego wtórowali oczywiście kibice. Polscy fani liczyli na wieczór pełen emocji i dobrą grę gospodarzy.
Gorąca atmosfera i stawka meczu wpłynęły na zawodników. Pierwszy rzut Nicolasa Tournat obroniła Adam Morawski, a za chwilę w kontrze spudłował Arkadiusz Moryto. Obie drużyny wyświadczały sobie uprzejmości: Nadim Remili trafił w słupek, Yannis Lenne przekroczył linię, a za chwilę Michał Olejniczak podał w ręce Nikoli Karabaticia.
Wydawało się, że to Polacy pierwsi opanowali nerwy i po dobrych akcjach Olejniczaka oraz Szymona Sićki wyszli na prowadzenie. Obie drużyny uważnie grały w obronie: bracia Tomasz i Maciej Gębalowie harowali na środku defensywy, a w bramce dobrze ustawiał się Morawski. Rywale odpowiadali tym samym: odcinani od podań byli nasi kołowi, pozycji nie mógł sobie wywalczyć Michał Daszek, a skrzydłowi oddawali rzuty tylko po kontratakach.
Czytaj więcej
- Chcielibyśmy znaleźć się wśród tych, którzy podczas tego turnieju odlecą - mówi przed otwierającym mistrzostwa świata w piłce ręcznej meczem Polska - Francja (środa, 21:00) trener Trójkolorowych Guillaume Gille.