Będzie się latami opowiadać o tym meczu, który przyniósł największy sukces klubowej piłki ręcznej w Polsce. O niezwykłym pościgu Vive za mistrzami Węgier w drugiej połowie, gdy minuty uciekały, a trzeba było odrobić dziewięć bramek, o trafieniu Krzysztofa Lijewskiego dającym dogrywkę na 3 sekundy przed końcem głównego czasu gry.
Wreszcie o karnych, które zaczęło pudło Ivana Cupicia, ale skończyła złota bramka Julena Aginagalde, a w środku były znakomite obrony Marina Sego i Sławomira Szmala. Trudno wymyśla się takie scenariusze, ale w ważnych meczach piłki ręcznej z udziałem polskiej drużyny to już chyba normalka.