Teoretycznie udział w turnieju finałowym to formalność. Władze europejskiej piłki ręcznej – idąc za przykładem kupujących w ten sposób poparcie futbolowych bonzów – tak rozbudowały mistrzostwa Starego Kontynentu, że dziś bilet wstępu do walki z najlepszymi otrzymują nawet średniacy.
Dwa lata temu, dzięki powiększeniu ME do 24 drużyn, do turnieju finałowego dostali się Łotysze i Bośniacy. Teraz może być podobnie. Awans wywalczą bowiem po dwa najlepsze zespoły z ośmiu grup eliminacyjnych oraz połowa z tych, które zajmą trzecie miejsca.
Występ w węgiersko-słowackim turnieju to dla podopiecznych Patryka Rombla obowiązek. Nasz kraj za dwa lata zorganizuje ze Szwedami mistrzostwa świata, więc brak awansu byłby krokiem w tył pod względem sportowym oraz marketingową katastrofą.
Polacy eliminacje rozpoczęli od dwóch zwycięstw ze słabymi Turkami (29:24, 35:24), ale kilka dni temu ulegli szykującym się do walki o udział w igrzyskach olimpijskich Słoweńcom (29:32).
Rombel w Celje nie mógł skorzystać z kontuzjowanych Tomasza Gębali, Arkadiusza Moryty i Macieja Majdzińskiego. Zastępujący tego pierwszego na środku obrony Piotr Chrapkowski zakończył mecz z czerwoną kartką, ale Rombel z gry w defensywie i tak był zadowolony.