[b]Rz: Kilka miesięcy temu napisaliście list, który był jak dzwon na trwogę. Czy protest przeciwko temu, co się dzieje z piłką ręczną w Polsce, coś dał?[/b]
[b]Karol Bielecki:[/b] Nic, tak jak się spodziewaliśmy. Spotkaliśmy się z prasą i powiedzieliśmy, co nas boli, teraz już nie czas i nie miejsce, żeby rozdrapywać rany. Reprezentacja przemija, ludzie odchodzą i nie ma ich kto zastąpić. Wyniki też przeminą. Trenujemy, zdobywamy medale, a piłka ręczna ciągle nie ma żadnej promocji.
Nie chce mi się nawet myśleć o straconej szansie. Żeby było jasne: na warunki nie możemy narzekać, jesteśmy w dobrym hotelu, trenujemy w dobrej hali, jest siłownia, sprzęt, świetni trenerzy i wsparcie
medyczne. Do przygotowania się do mistrzostw Europy to wystarczy, ale chodziło o docenienie naszego wysiłku. Mieliśmy pomysł, proponowaliśmy nawet agencję menedżerską, która wiedziała, jak pokierować rozwojem dyscypliny, ale Związek Piłki Ręcznej w Polsce działa jak PZPN, nie dopuszcza do siebie świeżego powietrza, tkwi w swoich układach. Kiedy przychodzi zima, czas naszych mistrzostw świata lub Europy, ludzie oglądają nie tylko Małysza. Piłkę ręczną też, nasze mecze z mistrzostw świata w ubiegłym roku zajęły dwa pierwsze miejsce w rankingach oglądalności TVP i nikt nie wyciąga z tego wniosków.
[b]Nie przesadza pan?[/b]