– Przed mistrzostwami świata byliśmy głodni sukcesu jak psy. Teraz jest podobnie, jednak jesteśmy bardziej świadomi swojej wartości. Trafiliśmy do ekstremalnie trudnej grupy, ale wiemy, że możemy wygrać z każdym – mówił selekcjoner reprezentacji Polski Kim Rasmussen przed wylotem na mistrzostwa, które odbędą się na Węgrzech i w Chorwacji.
Hiszpania, Węgry i Rosja to zespoły znakomite. Hiszpanki, z którymi Polki zmierzą się w niedzielę w meczu inaugurującym ME (18.00, TVP 2), to aktualne wicemistrzynie olimpijskie. Węgierki dwa lata temu w Serbii wywalczyły brąz mistrzostw Europy. Natomiast Rosjanki mogą się poszczycić czterema tytułami najlepszej drużyny świata.
Przy takich rywalkach Polska ze swoim największym osiągnięciem, czyli czwartym miejscem zeszłorocznych mistrzostw świata, wygląda jak ubogi krewny. Ale zawodniczki Kima Rasmussena nie myślą o historii, wierzą w siebie. Żarty, szerokie uśmiechy i optymizm – to była codzienność na ostatnim zgrupowaniu kadry.
– Tworzymy grupę fajnych dziewczyn, które z meczu na mecz będą się rozumiały coraz lepiej. Czas działa na naszą korzyść – mówiła „Rz" rozgrywająca Alina Wojtas.
Niestety, los nie był dla Polek łaskawy. Na węgierskich parkietach zabraknie Kingi Byzdry. Rozgrywająca Buducnosti Podgorica, liderka zespołu, który rok temu sprawił niespodziankę na mistrzostwach świata w Serbii, leczy kontuzję kolana. Zastąpi ją Klaudia Pielesz. Do zmiany doszło także w bramce. Zamiast Anny Wysokińskiej zagra Izabela Prudzienica. Szansę na debiut w ważnym turnieju będą miały także młodsze zawodniczki: Aleksandra Zych, Katarzyna Janiszewska i Joanna Drabik.