Polscy piłkarze ręczni znaleźli się pod ścianą, pod którą sami się ustawili. Tylko zwycięstwa w dwóch najbliższych meczach – z Rosją (poniedziałek o godzinie 20.45) i rozgrywanym już następnego dnia, spotkaniu z Japonią (godz. 17.45) – mogą biało-czerwonym dać awans do 1/8 finału.
Dwa mecze we Francji, dwie porażki, ale jakże inne po nich nastroje. Po pierwszej przegranej – przeciwko Norwegii 20:22 – panował umiarkowany optymizm. Tyle przecież było obaw o drużynę Tałanta Dujszebajewa, a tymczasem przeciwko czwartemu zespołowi Europy zaprezentowała się więcej niż przyzwoicie.
Polacy walczyli z rywalem ze Skandynawii jak równy z równym. Owszem, były niedociągnięcia, kiepsko wyglądała końcówka meczu, kiedy przez 10 minut Polacy nie byli w stanie rzucić bramki, ale powszechny odbiór postawy zespołu Dujszebajewa był pozytywny.
Kapitalny mecz rozegrał bramkarz Adam Malcher, a kibice już zaczęli nawet twierdzić, że brak Sławomira Szmala będzie w tym turnieju nieodczuwalny. Stuprocentową skutecznością popisał się Michał Daszek, nieźle wypadł Tomasz Gębala. Dlatego spotkania z Brazylią oczekiwano ze spokojem.
Tymczasem otrzeźwienie było dość brutalne. Polacy przez pierwszych siedem minut meczu nie zdobyli bramki, przegrywali już 0:5 i do końca spotkania tych strat nie odrobili. Brazylijczycy kontrolowali przebieg meczu, nie dali się biało-czerwonym zbliżyć na mniej niż trzy bramki, a były momenty, że naszym odjeżdżali. Szokowała liczba głupich i prostych błędów – kroków, fauli w ataku, strat. W dodatku popełniali je zawodnicy niekoniecznie najmniej doświadczeni.