Kiedy Pep Guardiola opowiadał przed sobotnim meczem (1:2), że w derbach Manchesteru wszystko jest możliwe, większość uznała to pewnie za zwykłą kurtuazję. Kilka dni wcześniej United pokonali co prawda Tottenham, ale fakt, że trwonili już w tym sezonie punkty z takimi zespołami jak Bournemouth czy Aston Villa, kazał do słów trenera City podchodzić z rezerwą.
Maszyna Guardioli nie działa już tak perfekcyjnie jak w ubiegłym sezonie, zdarzają się jej wpadki, ale dotąd strata do Liverpoolu (3:0 z Bournemouth) nie rzucała się tak bardzo w oczy. 14 pkt to już jednak przepaść, nawet biorąc pod uwagę, że sezon Premier League nie dobiegł jeszcze półmetka, a najtrudniejszy okres, czyli świąteczno-noworoczny maraton – dopiero przed nami.
Sześć minut, w ciągu których City stracili w sobotę dwie bramki (Marcus Rashford, Anthony Martial), mogą okazać się bardzo kosztowne.
– Nasz atak, zwłaszcza w pierwszej połowie, był fantastyczny. Za każdym razem, gdy byliśmy przy piłce, czuliśmy, że możemy strzelić gola. Pomalowaliśmy miasto na czerwono. Nie myślimy o tym, że czołowa czwórka jest coraz bliżej, teraz jest czas, żeby cieszyć się tym zwycięstwem. Na pewno wypiję kilka kieliszków wina – nie krył radości trener United Ole Gunnar Solskjaer.
We wczesny zimowy sen zapadł Bayern. Wystarczyły dwie porażki – z Bayerem Leverkusen i w sobotę z Borussią Moenchengladbach (1:2) – by niemiecka prasa zaczęła pisać o kryzysie i uciekającym tytule, a Robertowi Lewandowskiemu wypominać minuty bez gola (285).