– To nie jest mecz Zidane – Guardiola, tylko Real – City – przypomina Zinedine Zidane, apelując o niesprowadzanie środowej rywalizacji do pojedynku supertrenerów.
Trudno jednak przejść obok tego faktu obojętnie, gdy naprzeciw siebie stają jedni z najbardziej pożądanych szkoleniowców. Były wielki piłkarz, który już na początku trenerskiej drogi odniósł historyczny sukces z Realem (trzy z rzędu zwycięstwa w Champions League), kontra człowiek, z którym chciałby współpracować prawie każdy zawodnik – mimo że od czasu odejścia z Barcelony Liga Mistrzów pozostaje dla niego niezdobytą twierdzą.
Odkąd UEFA wykluczyła Manchester City z europejskich pucharów za złamanie zasad Finansowego Fair Play, o możliwych scenariuszach dotyczących przyszłości mistrzów Anglii napisano już chyba wszystko. Masowy wyjazd gwiazd, odejście trenera i sponsorów, wreszcie sprzedaż klubu przez arabskich szejków. Czarne wizje spełnić się jednak nie muszą.
– Chcę tu zostać jeszcze co najmniej rok – zapowiada Pep Guardiola. – Nie wykluczam przedłużenia kontraktu. Wszystko zależy od wyników i tego, czy będę szczęśliwy. To jedyna rzecz, której szukam. Co daje mi szczęście w Manchesterze? Pogoda! Muszę dbać o swoją skórę, bo słońce nie jest dobre. A tak na poważnie, mam wyjątkowych piłkarzy, którzy – wydaje mi się – całkowicie za mną podążają.
Ale ci wyjątkowi piłkarze muszą w końcu udowodnić, że dojrzeli już do tego, by wygrywać nie tylko w Anglii. Paradoksalnie, w ostatnich dwóch sezonach eliminowały ich zespoły, z którymi w Premier League sobie radzili: Liverpool i Tottenham. – Jeśli znów odpadniemy, nazwą nas nieudacznikami – zdaje sobie sprawę Kevin de Bruyne.