Rz: Leo Beenhakker stwierdził, że dla niego dużo bardziej satysfakcjonujące od nagród jest to, że potrafi rozmową z panem spowodować, iż zaczyna pan grać na miarę swoich możliwości. Rzeczywiście obecny Matusiak to już jest ten sam zawodnik, którego kibice kochali półtora roku temu?
Radosław Matusiak:
Chciałbym tak móc powiedzieć, ale chyba jeszcze na to za wcześnie. Problem leży w mentalności. To, że rozegrałem kilka słabszych spotkań, że nie zrobiłem kariery za granicą, trochę mnie przybiło, zgubiłem pewność siebie na boisku. Kiedy się gra co tydzień, pewne rozwiązania przychodzą automatycznie i nie ma się strachu przed popełnieniem błędu. Beenhakker pomógł mi jednak, nie zapominając o mnie. Mam nadzieję, że spotka go nagroda za tę wiarę. Pracuję nad tym.
Już nie powie pan, że może nie jechać na mistrzostwa Europy?
Tak nigdy nie powiedziałem, te słowa przekręcili dziennikarze. Mówili mi, że nie zasługuję na powołanie do reprezentacji, że Artur Wichniarek gra w klubie, a ja nie, i że jestem ulubieńcem trenera. Zapytali też, co zrobię, jeśli zabraknie mnie w kadrze na Euro, więc odpowiedziałem, że nie zamierzam się z tego powodu wieszać. Jeśli Beenhakker uzna, że są lepsi ode mnie, przyjmę to do wiadomości. Występ na wielkim turnieju jest jednak moim marzeniem i na pewno nie zamierzałem z niego rezygnować bez walki.