[b]Od kiedy jest pan w polskiej lidze, zrobiło się dużo ciekawiej. Pojechał pan na mecz z Jagiellonią i pokłócił się z trenerem Michałem Probierzem, konferencja z Franciszkiem Smudą po meczu z Lechem też się zakończyła awanturą. Po co to panu? [/b]
Jak mnie ktoś nie atakuje, to nie kąsam. Ale jeśli ktoś ma inny punkt widzenia ode mnie, a ja bym nie powiedział o tym głośno, to później męczyłyby mnie wyrzuty sumienia. Nie poniżam, nie robię nikomu krzywdy, bo to nie leży w moim naturze, ale bardzo mnie denerwuje, kiedy inni to robią. Trener Smuda robił dramat, że wypadł mu jeden zawodnik z 22-osobowej pełnowartościowej kadry. Tym samym pokazuje brak szacunku dla przeciwnika i dla reszty zawodników.
[b]Lubi pan zawsze mieć rację? [/b]
Lubię wyrażać swoje zdanie, ale zawsze zaczynam je od słów „uważam że”, podkreślając że nie wszyscy muszą je podzielać. Jakbym sprawę zostawił, to później źle bym się czuł. Wiem, jak to jest odbierane, wiem, co ludzie myślą o Tarasiewiczu. Że choleryk, że snob. Ale ja na siłę kolegów nie szukam, a przyjaciół nie mam w ogóle. Na przyjaciół trzeba mieć czas, trzeba im wszystko opowiadać, dzielić z nimi troski, a mnie czasu brakuje. Nawet w kontaktach z żoną nie jestem do końca otwarty. Skoro nie mam przyjaciół, to nie mogę też oszukiwać sam siebie. Nie znoszę hipokryzji, jak kogoś nie lubię, to nie klepię go po plechach i nie życzę powodzenia. W takich wartościach starałem się wychowywać dzieci. Starszy syn Paweł jest jeszcze gorszy ode mnie i będzie mu w życiu ciężko, bo bardzo się stawia.
[b]To prawda, że dobra gra Śląska w tym sezonie to przede wszystkim zasługa pana zdolności motywatorskich? [/b]