To była powtórka finału ostatnich mistrzostw świata. Dwa lata temu Polacy pokonali Niemców w grupie, ale w meczu o złoto – także 22 stycznia – nie dali już rady. Narzekali na sędziów, którzy sprzyjali gospodarzom, teraz nadszedł czas rewanżu.
Podgrzać atmosferę przed takim meczem nietrudno. Niemcy przypominali trenerowi Bogdanowi Wencie niesportowe zachowania sprzed dwóch lat i z kolejnych meczów przeciwko ich drużynie. Odkopnął piłkę, podważał decyzje arbitrów, kłócił się z Heinerem Brandem.
Trener Wenta, który grał przecież w reprezentacji Niemiec podczas igrzysk olimpijskich w Sydney w 2000 roku, zapewniał, że wszystkie nieporozumienia zostały wyjaśnione, jednak na boisku i tak będzie bardzo ostro, bo być musi. Zawodników mobilizować nie musiał, większość z nich gra w Bundeslidze.
Wczoraj tej presji nie udźwignęli, zabawa skończyła się bardzo szybko. Na początku udawało się jeszcze utrzymywać kontakt, bo Tomasz Tłuczyński trafiał z rzutów karnych, ale później dostosował się do poziomu kolegów.
Wencie zabrakło argumentów. Bartłomiej Jaszka dostał życiową szansę, jednak do klasy Grzegorza Tkaczyka nawet się nie zbliżył. Krzysztof Lijewski nie przypominał siebie sprzed kontuzji. Najgorsze jednak, że Polacy oddali mecz bez walki, trudno wyróżnić choćby jednego zawodnika.