Powrót mistrzów

Manuel Almunia dokonywał w bramce niemożliwego i tylko dzięki niemu Arsenal zachował przed rewanżem szansę awansu. Niezasłużenie dużą. Manchester – Arsenal 1:0

Aktualizacja: 30.04.2009 04:15 Publikacja: 30.04.2009 03:13

Czasami Manuel Almunia (z prawej) musiał zatrzymywać nie tylko piłkę, ale i biegnącego za nią Carlos

Czasami Manuel Almunia (z prawej) musiał zatrzymywać nie tylko piłkę, ale i biegnącego za nią Carlosa Teveza (fot: Scott Heppell)

Foto: AP

Arsene Wenger przy całym swoim uroku i nienagannych zwykle manierach jest też mistrzem w niedostrzeganiu tego, co dla niego niewygodne. Najczęściej dotyczy to fauli jego piłkarzy albo pomyłek sędziego na korzyść Arsenalu. Ale czasami wygląda to tak, jak w środę na Old Trafford, gdy Wenger zrobił wszystko, by nie spojrzeć w oczy mijającego go Aleksa Fergusona. Ten, jak na gospodarza przystało, schodząc do szatni, zrobił gest w kierunku swojego gościa. Napotkał jego dłoń, ale wzroku nie.

Rzadko zdarzały się Wengerowi takie przegrane ze swoim największym rywalem. Bez usprawiedliwienia, bez żadnej legendy o krzywdach doznanych od sędziego czy brutalnie faulujących przeciwników. I bez choćby dwóch, trzech akcji jego zespołu, którymi można by się naprawdę zachwycić.

Dzień wcześniej Chelsea zdegustowała pół Europy, zabijając futbol w Barcelonie, ale w jej grze był przynajmniej ogień, siła fizyczna i wyraźny plan. Arsenal z półfinału na Old Trafford był drużyną nijaką, stłamszoną przez rozpędzonego przeciwnika, niezdecydowaną, jakim sposobem chce ten mecz rozstrzygnąć na swoją korzyść.

Emmanuel Adebayor rozgrywał swoje własne spotkanie, w oderwaniu od drużyny. Cesc Fabregas za rzadko dostawał piłkę. Theo Walcott ciągle biegał w cieniu Patrice’a Evry. Podania prowadziły w ślepą uliczkę, za dużo było strat. Arsenal miał w całym meczu jeden dobry strzał. Manchester kilka stuprocentowych sytuacji. Wenger obiecywał co innego.

Wynik niewiele o tym spotkaniu mówi, tak jak i okoliczności, w których padła zwycięska bramka dla Manchesteru. Tego wieczoru, gdy mistrzowie Anglii budowali w polu karnym Arsenalu jeden efektowny atak za drugim, rozstrzygający okazał się przypadek. W 17. minucie piłka odbiła się od stopy Mikaela Silvestre’a – jedynego piłkarza, który kiedykolwiek odszedł od Fergusona do Wengera – pod nogi Johna O’Shea, a ten z bliska pokonał Manuela Almunię.

Gdyby nie hiszpański bramkarz, półfinał mógłby być rozstrzygnięty już po 20 minutach meczu. Manchester w tym czasie atakował w szalonym tempie, właściwie nie oddawał piłki, ale Almunia cały czas był na linii strzałów. Przy golu również, tyle że uderzenie O’Shea było zbyt szybkie i mocne. Piłka przeleciała po rękawicach Hiszpana pod poprzeczkę.

Wcześniej Almunia instynktownie obronił uderzenia Wayne’a Rooneya i Carlosa Teveza, a niedługo później – Cristiano Ronaldo. W drugiej połowie nawet on nie poradziłby nic na uderzenie Ronaldo, ale pocisk wypuszczony z ponad 30 metrów trafił w poprzeczkę.

Almunia dał się pokonać jeszcze tylko raz, kwadrans przed końcem, ale sędzia tej bramki nie uznał. Ryan Giggs był na minimalnym spalonym, nie dostał gola w prezencie na 800. mecz w barwach United.

Nie dostał też miejsca w pierwszym składzie, podobnie jak Paul Scholes, bo Ferguson postawił na silniejszych fizycznie i niezmordowanych. W pomocy wolał Andersona zamiast Giggsa. W ataku Teveza, a nie delikatnego Dimitara Berbatowa. Wprowadził Bułgara dopiero w 68. minucie, razem z Giggsem, i ta podwójna zmiana była znacząca. Czas uciekał, a ciągle było 1:0.

W tym meczu wrócił znakomity Manchester. Nie taki, który przeciskał się do kolejnych rund, co widzieliśmy w tej LM aż za często, ale prawdziwy obrońca tytułu. Odważny i efektowny. Ale tak nieskuteczny, że przed rewanżem sprawa awansu jest otwarta.

Mogło być jeszcze gorzej dla Manchesteru, gdyby Nicklas Bendtner w ostatnich minutach uderzył z bliska głową do bramki, a nie nad poprzeczkę. – Lubimy sobie komplikować zadania i tak też było tym razem. Arsene musi się cieszyć: mogli odpaść już dzisiaj, a nie odpadli. Ale i ja jestem zadowolony, bo strzeliliśmy gola, nie tracąc żadnego – mówił Ferguson. Wenger bronił się jedną obietnicą. – W rewanżu zobaczycie inny Arsenal.

[ramka][b]Manchester United – Arsenal Londyn 1:0 (1:0)

Bramka: [/b]J. O’Shea (17).

Sędziował C. Bo Larsen (Dania). Widzów 74 500.

[b]Manchester:[/b] van der Sar – O’Shea, Ferdinand (88, Evans), Vidić, Evra – Fletcher, Carrick, Anderson (67, Giggs) – Cristiano Ronaldo, Tevez (67, Berbatow), Rooney.

[b]Arsenal:[/b] Almunia – Sagna, Toure, Silvestre, Gibbs – Diaby, Song – Walcott (71, Bendtner), Fabregas, Nasri – Adebayor (83, Eduardo).

[i]Rewanż 5 maja.[/i][/ramka]

Piłka nożna
Liga Mistrzów. Harry Kane poszedł w ślady Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Manchester City - Real Madryt. Widowisko w Lidze Mistrzów, Vinicius Junior ukradł wieczór
Piłka nożna
Manchester City – Real Madryt. Mecz dwóch poranionych drużyn
Piłka nożna
Barcelona skorzystała z prezentu. Pomogła bramka Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Takiego transferu w Polsce jeszcze nie było. Ruben Vinagre - najdroższy piłkarz Ekstraklasy