Liga Mistrzów: Wenus chce wojny

Barcelona musi pokonać Inter 2:0 lub wyżej. Cel uświęci środki

Publikacja: 27.04.2010 23:22

Liga Mistrzów: Wenus chce wojny

Foto: AFP

Koniec grzecznej Barcelony. Kto jeszcze nie zauważył, że ta drużyna to nie tylko piękno, ale też mięśnie, i że straszyć potrafi równie dobrze, jak zachwycać, ten dziś będzie miał okazję.

Od kiedy skończył się pierwszy mecz, trwa w Katalonii wielka mobilizacja. Przypominanie krzywd, których drużyna zaznała od Jose Mouri-nho ostatnio i w dalszej przeszłości. Wzywanie kibiców, by walczyli o awans do finału razem z piłkarzami. Wielki medialny spektakl pod hasłem „La Remontada“ (powrót, odrobienie strat). Barcelońskie gazety piszą: zobacz to na żywo, nie przegap. Tak jakby scenariusz mógł być tylko jeden.

– Chcę zobaczyć najgorętsze Camp Nou w historii. Niech przez te 90 minut nasi rywale znienawidzą zawód piłkarza – mówił do kibiców Gerard Pique. Po ostatnim meczu ligowym założył tak jak wszyscy koledzy czarne koszulki, które z przodu miały obietnicę, że drużyna da z siebie wszystko, a na plecach prośbę, by być z nią tej środy.

Od kiedy trenerem jest Pep Guardiola, Barcelona jeszcze nie miała przed sobą tak wysokiej przeszkody i tylu powodów, by się mścić. Za to, że podróż autobusem do Mediolanu była za długa, trawa na San Siro za wysoka i sucha, a sędzia stronniczy. Ale przede wszystkim za to, że Inter ośmielił się być aż tak dobry.

Rok temu w półfinale Barcelona też była pod ścianą, ale wtedy podział był jasny: tu stoimy my, artyści, a tam zabójcy futbolu z Chelsea. Tu jest Wenus, tam Mars. Inter takiej łatwej wymówki nie dał. W posiadaniu piłki był gorszy, ale w grze w piłkę lepszy.

Maicon, koń, który dośrodkowuje i strzela, okazał się bardziej niezmordowany na prawej stronie boiska niż Dani Alves. W pojedynkach Argentyńczyków stary Javier Zanetti uczył pokory Leo Messiego (Messi grał przeciw drużynom Mourinho sześć meczów, nie strzelił jeszcze żadnego gola).

Ze Zlatana Ibrahimovicia jego byli koledzy z Mediolanu zrobili tydzień temu pośmiewisko. Szwed przebiegł w Mediolanie mniej niż bramkarz Victor Valdes (w jednej z hiszpańskich gazet Zlatan dostał za półfinał notę 1 w 10-stopniowej skali). A w Barcelonie Guardioli, gdy nie biegają wszyscy, to nie wygrywa nikt.

W pierwszym meczu to Inter zwyciężył jej bronią: pressingiem tak zawziętym i wczesnym, żeby kontrataki można było zaczynać jak najbliżej pola karnego rywali. Zaskoczył Barcelonę i tych wszystkich, którzy się przyzwyczaili, że mistrz Włoch zwycięstwa wymęcza, a jego mecze najlepiej wypadają w skrótach.

Obecny Inter to plac budowy. Tydzień temu w pierwszym składzie grało aż sześciu piłkarzy, których nie było w Mediolanie w poprzednim sezonie, cały atak był nowy. Ale wiemy już o tej drużynie dużo: wszystko postawiła na Ligę Mistrzów, nawet kosztem Serie A. Wygrała w LM sześć ostatnich spotkań, nikt nie ma takiej serii.

Jej ostatnia porażka w Europie to jesienne 0:2 na Camp Nou. Wynik, który dałby dziś awans gospodarzom, przypominany bez przerwy ku pokrzepieniu serc, ale z pewnym niepokojem. Bo Jose Mouri-nho, obojętnie jaką drużynę prowadzi, przegrywa dwiema bramkami lub wyżej tylko raz na kilkadziesiąt meczów. Czyli szansa zdarza się góra dwa razy w sezonie, a jedną Barca już wykorzystała. Jest 100 powodów, żeby Mourinho nie znosić, ale jeszcze więcej, żeby się go obawiać. Mówimy o człowieku, który wygrał Ligę Mistrzów z Dmitrijem Alejniczewem, Derleiem i Pedro Mendesem. Jeśli z nimi potrafił, to z piłkarzami, których ma w Interze, może wszystko.

Barcelona nigdy nie grała w finałach dwa sezony z rzędu. Nie udało się to ani Dream Teamowi Johana Cruyffa, ani latającej Barcy Ronaldinho i Franka Rijkaarda. Trudno sobie wyobrazić, że dziś na Camp Nou gospodarze, mając przeciw sobie takich mistrzów szybkiego ataku, jak Wesley Sneijder, Samuel Eto’o czy Diego Milito, strzelą dwa gole, nie tracąc żadnego. Ale jeśli ta Barcelona ma ambicję być drużyną wszech czasów, nie znajdzie lepszej okazji, by to pokazać.

[ramka][srodtytul]1/2 finału Ligi Mistrzów [/srodtytul]

[ul][li] Barcelona – Inter Mediolan (20.45 Polsat, nSport). [/ul]

[i]Pierwszy mecz 1:3. Od 22.55 w Polsacie najpierw skrót, potem powtórka [/i][/ramka]

Koniec grzecznej Barcelony. Kto jeszcze nie zauważył, że ta drużyna to nie tylko piękno, ale też mięśnie, i że straszyć potrafi równie dobrze, jak zachwycać, ten dziś będzie miał okazję.

Od kiedy skończył się pierwszy mecz, trwa w Katalonii wielka mobilizacja. Przypominanie krzywd, których drużyna zaznała od Jose Mouri-nho ostatnio i w dalszej przeszłości. Wzywanie kibiców, by walczyli o awans do finału razem z piłkarzami. Wielki medialny spektakl pod hasłem „La Remontada“ (powrót, odrobienie strat). Barcelońskie gazety piszą: zobacz to na żywo, nie przegap. Tak jakby scenariusz mógł być tylko jeden.

Pozostało 85% artykułu
Piłka nożna
Puchar Polski. Będzie wielki hit w Warszawie
Piłka nożna
Chelsea znów konkurencyjna. Wygrywa i zachwyca nie tylko w Anglii
Piłka nożna
Bayern znów nie zdobędzie Pucharu Niemiec. W Monachium myślą już o przyszłości
PIŁKA NOŻNA
Niechciane dziecko Gianniego Infantino. Po co światu klubowy mundial?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Piłka nożna
Polskie piłkarki awansowały na Euro. Czy to coś zmieni?
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką