Ten mecz był jak jazda kolejką górską bez zapiętych pasów. W Bukareszcie było już grubo po północy, gdy do piłki w piątej serii karnych podszedł gwiazdor Paris Saint-Germain. Nie wytrzymał presji, jego strzał obronił Yann Sommer. To miał być turniej Mbappe, ale młody Francuz nie zdobył w nim ani jednej bramki.
Szwajcarzy nigdy nie pokonali Francji w meczu o stawkę, ale niespodzianka wisiała w powietrzu od samego początku. Didier Deschamps obawiał się ofensywnego tria rywali i to właśnie jeden z członków tego tercetu - Haris Seferović - dał po kwadransie prowadzenie Szwajcarii.
Kiedy na początku drugiej połowy sędzia, po obejrzeniu powtórki wideo, podyktował dla niej rzut karny, francuskim kibicom musiał zajrzeć strach w oczy. Hugo Lloris wyczuł jednak intencje Ricardo Rodrigueza, obronił jego strzał i podał drużynie tlen.
Zamiast 2:0 dla Szwajcarii kilka minut później zrobiło się 2:1 dla Francji. Dwie akcje Trójkolorowych wykończył Karim Benzema, ale ozdobą meczu był trzeci gol Paula Pogby - po efektownym uderzeniu zza pola karnego w samo okienko bramki Yanna Sommera.
To chyba uśpiło czujność Francuzów, bo kwadrans później znów był remis, Szwajcarzy mieli nawet piłkę meczową, ale się pogubili, w odpowiedzi Kingsley Coman trafił w poprzeczkę i potrzebna była dogrywka oraz karne.