Debiut Tuchela można uznać za udany, choć trzeba pamiętać, że Anglicy rywalizowali na Wembley tylko z Albanią (2:0) i Łotwą (3:0), czyli przeciwnikami zajmującymi odpowiednio 65. i 140. miejsce w rankingu światowej federacji (FIFA). Zrobili dwa pierwsze kroki na przyszłoroczne mistrzostwa świata, nie gubiąc rytmu, ale w ich przypadku celem jest przecież nie sam awans, ale powrót z USA, Kanady i Meksyku z pucharem. Tuchel tego nie ukrywa i już zaczyna budowę zespołu na mundial.
Te dwa zwycięstwa, choć przybliżające do celu, miały jednak smak słodko-gorzki. Kiedy Anglicy grali z Łotyszami, na czterech innych stadionach trwała zacięta walka między europejskimi potęgami o awans do półfinału Ligi Narodów. Anglii wśród nich nie było, bo dopiero jesienią wróciła do najwyższej Dywizji. Na zapleczu elity musiała się bić z Grecją, Irlandią i Finlandią.
Thomas Tuchel zdejmie z Anglików wiszącą nad reprezentacją klątwę?
Tuchel zapowiadał, że chce, by jego reprezentacja grała ofensywnie i atrakcyjnie. Budziła na świecie podobne emocje jak Premier League i wywoływała pozytywne skojarzenia w narodzie, by ludzie mogli się z nią identyfikować. Twierdził, że pod wodzą jego poprzednika Garetha Southgate’a drużynie brakowało intensywności, tożsamości i głodu zwycięstwa.
Jedno z ulubionych słów Tuchela to „braterstwo”. Ma być widoczne i na treningach, i na meczach. Niemiec oczekuje, by zawodnicy wspólnie świętowali bramki, wzajemnie się motywowali, przybijali sobie piątki i bili brawo. – Chodzi o to, żeby jeden dopingował drugiego, by wyciągnąć z siebie jak najwięcej – tłumaczy Declan Rice.
Czytaj więcej
Gra o mundial 2026 toczy się już na większości kontynentów, ale w Europie eliminacje dopiero star...