Mówisz: Dęblin, myślisz: szkoła lotnicza. Mało kto wie, że 90 lat temu przy uczelni powstał klub, który przed wojną grał nawet na zapleczu ówczesnej ekstraklasy. Przetrwał wojnę i PRL, jeszcze w latach 90. występował w trzeciej lidze, ale niedługo po fuzji z Czarnymi Dęblin, w 2001 roku, zniknął z piłkarskiej mapy Polski.
W maju, po 14 latach, reaktywowano go pod nazwą MKS 1925 Orlęta Dęblin. – Od Ministerstwa Obrony Narodowej dostaliśmy zgodę na wykorzystanie w naszym herbie lotniczej szachownicy. Chcemy nawiązać do wojskowej przeszłości – opowiada „Rzeczpospolitej" Dominik Grott, wiceprezes klubu.
Drużyna seniorska miała zostać zgłoszona do B klasy dopiero od przyszłego sezonu, ale upadek Czarnych otworzył przed nią drzwi od razu do A klasy. Wystartowała bez okresu przygotowawczego, po rundzie jesiennej zajmuje 12. miejsce w 14-zespołowej grupie Lublin II. – Cel osiągnęliśmy. Chcieliśmy zdobyć przynajmniej osiem punktów, wywalczyliśmy 11, a mogło być jeszcze lepiej, w dwóch meczach zabrakło dosłownie kilku sekund, żebyśmy wygrali czy zremisowali – zaznacza Gabriel Zdrojewski, wiceprezes i główny inicjator reaktywacji klubu.
Pomysł spodobał się miejskim radnym. We wrześniu zatwierdzili wniosek burmistrz Beaty Siedleckiej w sprawie budowy nowego stadionu z pełnym zapleczem socjalnym, spełniającym wymogi licencyjne II ligi. Powstanie zadaszona trybuna, która pomieści 1,5–2 tys. osób. Czy ma szansę się zapełnić? – W tej chwili na mecze przychodzi nawet 500–600 widzów, to bardzo dobry wynik jak na A klasę. Kiedyś, w dawnej czwartej lidze, derby z Czarnymi oglądało po 1,5–2 tys. kibiców każdej z drużyn, podobnie spotkania z Motorem Lublin czy Koroną Kielce – wspomina Grott.
W klubie nie ukrywają, że chcieliby w ciągu pięciu lat wrócić do nowej trzeciej ligi, ale podkreślają, że najważniejszym celem pozostaje szkolenie młodzieży w Akademii Orląt. – Zamierzamy przyciągnąć najbardziej uzdolnionych chłopaków z okolicy i ich wypromować – tłumaczy Grott.