W pierwszym meczu, rozegranym cztery dni wcześniej w Koszalinie, Chorwaci wygrali 3:2. Na rewanż do polskiej reprezentacji powrócił jej lider, Mikołaj Zastawnik, który wcześniej musiał pauzować za żółte kartki. U rywali zabrakło za to Luki Pericia, autora dwóch trafień w pierwszym starciu.
Te roszady dawały jakieś szanse na odrobienie straty, ale wciąż faworytem pozostawała Chorwacja. Mecz w Zagrzebiu potwierdził, że jest to drużyna bardziej kompletna i popełniająca mniej błędów. Do przerwy gospodarze prowadzili 1:0, a mogli zdecydowanie wyżej. Zespół trenera Błażeja Korczyńskiego w grze utrzymywał Michał Kałuża, broniący dostępu do polskiej bramki w beznadziejnych, wydawałoby się, sytuacjach. W ofensywie Polacy grali bardzo słabo. Opierając grę na agresywnej obronie z rzadka zagrażali rywalom i to wyłącznie po strzałach z dystansu.
Baraże o mistrzostwa świata w futsalu. Polacy blisko niespodzianki w rewanżu
Początek drugiej połowy wyglądał już nieco lepiej. Choć nadal sytuację ratował Kałuża, to do elementów, które mogły zaskoczyć przeciwników, Biało-Czerwoni dołożyli przynajmniej kontrataki, coraz częściej zatrudniając chorwackiego bramkarza. Po dziesięciu minutach tej części gry przyszedł jednak drugi cios, zadany przez gospodarzy z dużą dozą szczęścia — podwyższyli, gdy piłka wpadła do siatki po rykoszecie od Pawła Kaniewskiego.
Czytaj więcej
Rozmowa z 17-krotnym reprezentantem Polski w piłce jedenastoosobowej, który po raz pierwszy powołany został do kadry futsalowej.
Trener Korczyński zareagował wycofując bramkarza, a jego podopieczni, grając w ataku na coraz większym ryzyku, w końcu na poważnie zagrażali bramce Zorana Primicia. Kontaktową bramkę zdobyli po kontrze w 34. minucie. Wyrównali na 47 sekund przed ostatnią syreną. Kolejne trafienie oznaczałoby dogrywkę, ale Chorwaci zdołali dowieźć do końca korzystny dla nich remis.