Często podkreśla pan rolę regeneracji piłkarzy, którzy grają co trzy dni. A jak regeneruje się trener?
Gdy gramy co trzy–cztery dni, dzieje się zbyt dużo, żeby odpocząć. Jedyną szansą oderwania się były wieczory z narzeczoną, kiedy prosiłem ją, żebyśmy nawet nie rozmawiali o Rakowie, bo chciałem na chwilę wyjść z tego „pokoju” – zarówno ciałem, jak i umysłem. To duże wyzwanie dla trenera, żeby zachować spokój oraz inteligencję emocjonalną, będąc tak mocno stymulowanym napięciami związanymi z meczami pucharowymi i ligowymi.
Jakich problemów udało się uniknąć spośród tych, które pan przewidywał, przejmując zespół?
Pierwszym było skuteczne połączenie eliminacji europejskich pucharów, gdzie każdy mecz jest o być albo nie być, z punktowaniem w lidze. Drugim – gdy odnieśliśmy dużo urazów – było zachowanie naszego DNA. Trzecim zaś: wdrażanie nowych graczy. Zawodnicy, analizując mecz, musieli się równocześnie edukować z naszego sposobu gry, co utrudniał brak treningów. To wszystko, choć nie było proste, zostało w 80 proc. zrealizowane.
Czytaj więcej
Legia Warszawa wypożyczyła w styczniu Ryoyę Morishitę. Górnik Zabrze na sprzedaży Daisuke Yokoty zarobił krocie.
Legia, także łącząca ligę z pucharami, miała serię czterech przegranych w Ekstraklasie, a wy nie…
To zasługa zasad i zadań – zwłaszcza w kontekście pola karnego. Mieliśmy cztery–pięć meczów przeciętnych, ale nawet grając słabiej, gdy nie byliśmy regularni w ataku i mieliśmy dużo strat, wciąż wiedzieliśmy, jak się bronić, dzięki czemu nie wpadliśmy w kryzys punktowy.
Liczył się pan z tym, że możecie w taki wpaść?
Oczywiście. Zespoły dużo większe niż Raków wpadają w trzy-, czteromeczowy okres słabszego punktowania. To normalne, gdy grasz tak dużo meczów w tak krótkim czasie.