Środowa „L’Equipe” spekulowała, czy to aby nie czas, żeby PSG - chociaż na jeden wieczór - porzuciło piękno na rzecz efektywności, skoro zespół stanął nad krawędzią, ale trener Luis Enrique pozostał wierny sobie. Mistrzowie Francji rzucili się do ataku, a jako że i Borussia nie ma we krwi chowania się za podwójną gardą, piłkarze obu drużyn zabrali kibiców na karuzelę, wieczór na Signal Iduna Park kipiał od emocji.
Ataki sunęły z obu stron, a między słupkami bramek gimnastykowali się nie tylko Gregor Kobel i Gianluigi Donnarumma, ale także Niklas Sule. Potężny stoper reprezentacji Niemiec, choć w wyścigu sprinterskim z Kylianem Mbappe nie miał szans, to podpisał się talentem gimnastyka, kiedy wślizgiem wybił piłkę zmierzającą do bramki po strzale Francuza. Lepszej interwencji obrońcy Liga Mistrzów tej jesieni chyba nie widziała.
Borussia Dortmund - Paris Saint-Germain. Luis Enrique dostał czas
Goście postawili na frontalny atak, bo groziło im, że po raz pierwszy w erze katarskich właścicieli - czyli od 2011 roku - nie zakwalifikują się do fazy pucharowej najważniejszych europejskich rozgrywek. Stanęli na granicy wstydu, ale dziennikarze oraz ludzie związani z klubem przekonywali, że pozycja trenera, którego kontrakt obowiązuje do 2025 roku, będzie niezagrożona nawet w przypadku niepowodzenia.
Czytaj więcej
Premier League to już piłkarska NHL. Żadne rozgrywki nie budzą takich emocji i nikt nie sprzedaje praw do transmisji drożej niż Brytyjczycy.