Jeśli ktoś nie śledzi na co dzień rozgrywek LaLiga i dopiero teraz spojrzy na wyniki, przetrze zapewne oczy ze zdumienia. Wiceliderem jest bowiem mały klub z Katalonii, który – choć powstał jeszcze przed drugą wojną światową – na pierwszy awans na salony czekał do 2017 roku.
Wytrzymał wówczas dwa sezony i spadł do drugiej ligi. Na najwyższy szczebel wrócił przed rokiem.
Czytaj więcej
Gavi w tym sezonie już nie zagra. Jeden z liderów Barcelony zerwał więzadło krzyżowe podczas mecz...
Zeszły sezon zakończył na dziesiątym miejscu. Był typowym średniakiem, choć miał szansę na europejskie puchary. Teraz też celem było jak najszybsze zapewnienie sobie utrzymania, tymczasem w 14 kolejkach uzbierał 35 pkt (niewiele mniej niż w całym ubiegłym sezonie – 49 pkt) – czyli tyle samo co Real, o cztery więcej niż Atletico Madryt i FC Barcelona.
Girona doznała jak dotąd tylko jednej porażki (z Realem) i była nawet liderem, pokonała już m.in. Sevillę oraz Villarreal, zabrała punkty Realowi Sociedad i Athleticowi Bilbao, zdobyła najwięcej bramek ze wszystkich drużyn ligowych (32), a jej najlepszy strzelec – 26-letni Ukrainiec Artem Dowbyk – ma tyle samo goli co Robert Lewandowski (7).