Gdy po końcowym gwizdku prezes Piotr Obidziński schodził do szatni, jego biała koszula lepiła się do ciała. To najlepiej obrazuje, w jakich warunkach piłkarze z Częstochowy walczyli z Arisem. Termometry na początku spotkania wskazywały 30 stopni, a wilgotność przekraczała 70 procent.
– Pogoda niby jest dla wszystkich taka sama, ale ma znaczenie. Jako zespół wiele wygrywaliśmy na tym w pucharowych meczach u siebie, rywale z północy często sobie nie radzili z upałem i wilgotnością – mówił przed meczem Marcin Żewłakow, były gracz m.in. APOEL Nikozja, a dziś ekspert telewizyjny.
Czytaj więcej
Zespół z Częstochowy pokonał po raz drugi Aris Limassol i awansował do czwartej, ostatniej rundy eliminacji Champions League. Zmierzy się w niej z FC Kopenhaga. Pierwszy mecz już 22 sierpnia w Sosnowcu.
Trener Arisu Aleksiej Szpilewski po meczu w Częstochowie (2:1 dla Rakowa) zapowiadał, że w rewanżu pogoda będzie atutem jego drużyny. Na przedmeczowej konferencji komentował nawet tytuł jednej z polskich gazet, która napisała „Arrivederci Aris”. Dawał jasno do zrozumienia, że dopiero za 24 godziny przekonamy się, kto komu powie: „do widzenia”.
Jeśli chciał w ten sposób dodatkowo zmotywować swoich piłkarzy, to udało mu się to niespecjalnie, a jeśli zezłościć częstochowian – wyszło doskonale. Wprawdzie przed przerwą to gospodarze stworzyli kilka groźnych sytuacji, ale w drugiej połowie goście potrafili przejść do ofensywy, zdobyć bramkę i już do końca kontrolować spotkanie.