Coś bardzo złego dzieje się z Piastem Gliwice. Rewelacja poprzedniej rundy nie jest w stanie na wiosnę wygrać meczu – bilans zespołu Radoslava Latala to trzy remisy i porażka. Piast dał się już dogonić Legii i nie potrafił skorzystać z wielkiej wpadki stołecznego zespołu, który w środku tygodnia pojechał do Niecieczy i przegrał tam aż 0:3. Wtorkowy mecz Piasta ze Śląskiem się nie odbył, ponieważ opady śniegu spowodowały, że murawa bardziej przypominała bagno niż boisko piłkarskie. Zawodnicy Latala zaległe spotkanie rozegrają w Dzień Kobiet, ale nawet jeśli w końcu uda im się wygrać pierwszy mecz wiosną, to Legia pozostanie na pierwszym miejscu w tabeli.
W piątek przeciwko Wiśle punkt Piastowi uratował bramkarz Jakub Szmatuła, który w trzeciej minucie doliczonego czasu gry obronił bardzo źle uderzony przez Pawła Brożka rzut karny. Inna sprawa, że jedenastki absolutnie nie powinno być. W polu karnym o piłkę walczył ze Zdenkiem Ondraskiem Kristijan Ipsa, a czeski napastnik wykorzystał fakt, że chorwacki obrońca być może nieco zbyt zamaszyście pracował rękoma. Ondrasek złapał się za twarz i runął jak rażony piorunem, chociaż – jak pokazały powtórki telewizyjne – o żadnym ciosie ze strony obrońcy Piasta nie mogło być mowy. Do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł 32-letni, doświadczony, mający na koncie ponad 100 strzelonych w lidze goli Brożek. A jednak Szmatuła obronił.
Sędzią spotkania Wisły z Piastem był nasz arbiter międzynarodowy Szymon Marciniak – który w najbliższej kolejce Champions League poprowadzi mecz między Realem Madryt a AS Roma. Lepiej, żeby na europejskiej scenie, gdy oczy wszystkich kibiców skierowane będą na Santiago Bernabeu, nie popełnił tak rażącego błędu.
Przez to, że Szmatuła obronił jedenastkę, swojego pierwszego meczu w roli głównego trenera Wisły nie wygrał Marcin Broniszewski, dla którego to już drugie w tym sezonie podejście do tej roli, po zwolnieniu w minionym tygodniu Tadeusza Pawłowskiego. Za pierwszej kadencji – która trwała raptem cztery mecze – wszystkie spotkania pod kierownictwem Broniszewskiego Wisła przegrała i nie strzeliła w nich nawet jednej bramki. Szkoleniowiec bezradnie przyznawał przed kamerami Canal+ po piątkowym spotkaniu, że sam nie ma pojęcia, czy będzie prowadził zespół we wtorkowym zaległym meczu z Koroną Kielce i czy wciąż będzie trenerem w przyszły weekend, gdy Wisła zmierzy się na wyjeździe z Termalicą Nieciecza. Komfort pracy godny pozazdroszczenia.
Swoje o zmianach trenerskich w wyjątkowo chamski sposób mieli do powiedzenia także kibice Wisły. Na trybunie najbardziej zagorzałych fanów Białej Gwiazdy zawisł transparent o treści „Smuda, ręce precz od Wisły". Przez 90 minut meczu kibice wyzywali trenera – który wymieniany jest wśród kandydatów do ratowania zespołu przed spadkiem i który Wisłę poprowadził do tytułu mistrzowskiego w 1999 roku – od najgorszych. Wiadomo – Kraków miasto kultury i inteligencji. Fani mają za złe trenerowi, że gdy ostatnio odchodził z Wisły, w mediach mówił, iż nie chce się przyczynić do upadku klubu, a jednocześnie w PZPN domagał się – z powodzeniem – wypłaty należnych mu zaległości. To zresztą tylko oficjalna część niechęci do Smudy. Fani mają mu za złe, że w momencie gdy bojkotowali mecze Wisły, protestując przeciwko działaniom zarządu z Jackiem Bednarzem na czele, Smuda nie wyrażał się o nich zbyt pochlebnie. Polskie bagienko.