Ekstraklasa. Słaby produkt za duże pieniądze

Raków został mistrzem zawodowej ligi amatorów, bo wybrał inny model funkcjonowania klubu niż konkurenci.

Publikacja: 29.05.2023 03:00

Marek Papszun – trener niepasujący do wizerunku szkoleniowca opisywanego w podręcznikach

Marek Papszun – trener niepasujący do wizerunku szkoleniowca opisywanego w podręcznikach

Foto: Waldemar Deska/pap

W gronie trenerów, którzy mają za sobą kariery piłkarskie co najmniej ligowe lub sprowadzonych zza granicy, najlepszym okazał się Polak niepasujący do wizerunku szkoleniowca opisywanego w podręcznikach.

Marek Papszun urodził się w Warszawie miesiąc po zdobyciu przez reprezentację Polski trzeciego miejsca na mistrzostwach świata w Niemczech. Grał w piłkę jedynie na poziomie Wichru Kobyłka, Polfy Tarchomin, rodzinnej Białołęki, Targówka i Zakroczymia. O ligę nawet się nie otarł.

Pewnie by mu się nie udało, gdyby nawet trenował dzień i noc. Ale on piłką się bawił, zdając sobie sprawę, że nauka jest ważniejsza. I kiedy tysiącom takich jak on szarych graczy małych lig życie przelewało się przez palce wraz z kolejnymi wypitymi piwami, Papszun się kształcił.

Najlepszy polski trener kilku ostatnich lat przeszedł drogę, jakiej nie wyznaczał PZPN. Nie jest absolwentem ani tzw. kuleszówki, ani szkoły trenerów w Białej Podlaskiej. Ironia losu czy ocena programu szkoleniowego związku? Papszun skończył Wyższą Szkołę Humanistyczno-Pedagogiczną w Łowiczu, gdzie wykładali profesorowie Uniwersytetu Warszawskiego.

Uczciwy? Szkoda

Napisał pracę magisterską nie o „manualnych możliwościach prawej nogi lewoskrzydłowego”, tylko o odbudowie piłkarstwa warszawskiego po II wojnie światowej. Dyplom trenera zdobył na studiach podyplomowych na AWF. Przez wiele lat w szkole w Ząbkach uczył dzieci historii i prowadził lekcje wychowania fizycznego.

Jego trenerem w Polfie Tarchomin był Krzysztof Chrobak. Z wykształcenia matematyk, który potem pracował m.in. w Polonii i Lechu, znany był z wysokiej kultury i zasad odbiegających od przaśnego futbolu, w którym przekręt jest cnotą. Czegoś pewnie Papszun się od niego nauczył.

Czytaj więcej

Raków mistrzem Polski. Sukces dobrze zaplanowany

Kiedy sam został trenerem, rozstał się z Dolcanem Ząbki i Legionovią (wywalczył awans do II ligi), bo prezesi próbowali przekonać go, że wiedzą lepiej, kto i jak powinien grać.

W ostatnim meczu sezonu 2016/17 Raków, gdzie Papszun pracował od roku, grał przy Konwiktorskiej z Polonią. Miał już zapewniony awans, a „Czarne Koszule” broniły się przed spadkiem. Część kibiców miała nadzieje, że skoro Papszun jest warszawiakiem, to w takim meczu jego zawodnicy nie będą się wysilać. Jednak ktoś inny powiedział: czy wyście zwariowali?! Z nim nie da się niczego załatwić. On jest uczciwy.

W takim kontekście to była druzgocąca ocena człowieka niepasującego do rzeczywistości i środowiska, w którym duch „Fryzjera” jest wiecznie żywy. Polonia przegrała i spadła. Raków (już z Tomasem Petraskiem, który gra tam do dziś) zaczynał swoją wspinaczkę na polski Everest.

Papszun i Michał Świerczewski, młodszy od niego właściciel Rakowa, robiący karierę w branży IT, to jeden z najbardziej udanych tandemów w najnowszych dziejach polskiej piłki. Młody częstochowski biznesmen z ambicjami w roku 2016 postawił na 42-letniego trenera z umiarkowanymi sukcesami na niższym szczeblu, na którego Warszawa w ogóle nie zwróciła uwagi.

Nikt nikomu nie wtrącał się do pracy. W sprawach organizacyjnych korzystano z doświadczeń innych. Wojciech Cygan, który sprawował kierownicze funkcje w GKS Katowice i Śląskim ZPN, w Rakowie też znalazł swoje miejsce. Praca w Częstochowie – pochodzi z tego miasta – pomogła mu zdobyć stanowisko wiceprezesa PZPN.

Źródłem sukcesów Rakowa jest też niespotykana w polskiej piłce ciągłość. Praca w futbolu wymaga cierpliwości. Tymczasem w zakończonym właśnie sezonie aż w 11 klubach zmienili się trenerzy. Papszun pracuje od siedmiu lat, w czasie których drużyna przeszła drogę od II ligi do ekstraklasy.

Precyzyjny plan

Zwykle w klubach bez wielkiej historii niespodziewany sukces prowadzi do szybkiej zapaści. Raków awansował tymczasem sezon po sezonie. Kiedy w 2021 roku wydawało się, że trudno będzie utrzymać wicemistrzostwo i Puchar Polski, Raków osiągnięcia powtórzył. Minął kolejny sezon z jeszcze większym sukcesem: tytułem mistrza i trzecim finałem Pucharu Polski z rzędu – tym razem przegranym rzutami karnymi.

Jeśli takie osiągnięcia się powtarza, to już nie jest szczęście, tylko precyzyjnie realizowany plan. Jest sztuką utrzymanie przez więcej niż trzy sezony drużyny na tym poziomie, a cóż dopiero przekonanie jej, że może osiągnąć jeszcze więcej. To wiąże się także z transferami.

O ile większość klubów sprowadza piłkarzy bez sensu, bo akurat są na rynku i tani, w Częstochowie kupowano takich, którzy byli potrzebni na konkretne pozycje i pasowali do stylu zespołu.

Zawodnicy sprowadzani z innych klubów ekstraklasy pod okiem Marka Papszuna często stawali się jeszcze lepsi. Dotyczy to Mateusza Wdowiaka z Cracovii, Zorana Arsenicia z Jagiellonii, Bartosza Nowaka z Górnika Zabrze czy Jeana Carlosa z Pogoni Szczecin.

Jest nadzieja, że Fabian Piasecki będzie jeszcze lepszym napastnikiem, niż był we Wrocławiu i w Mielcu. Trudno zrozumieć, dlaczego Śląsk się go pozbył.

Czytaj więcej

Robert Lewandowski przymierza już koronę, wyjątkowy wieczór na Camp Nou

Wszystkie te działania Rakowa świadczą o profesjonalizmie. W poczynaniach większości innych klubów trudno go było dostrzec. Patrząc na transfery zawodników, okoliczności zwalniania i zatrudniania trenerów, roszady na stanowiskach kierowniczych i katastrofalny – z roku na rok niższy – poziom gry, łatwo wyciągnąć prosty wniosek.

Prywatne kluby, państwowa kasa

Ekstraklasa jest zawodową ligą, której prywatnymi klubami zarządzają amatorzy, po boiskach biegają kopiący się w czoło niedouczeni i leniwi gracze, za wszystko płacą państwowe firmy – PKO BP, Lotto, Orlen – a dokłada się Telewizja Polska.

Wizerunek rozgrywek ratuje Canal+, który – pokazując ekstraklasę, jakby to była Premier League – fałszuje prawdziwy obraz rozgrywek. Inaczej mówiąc, jest on w towarzystwie instytucji tworzących rozgrywki jedynym, a przynajmniej największym profesjonalistą. A więc wyjątkiem.

Zarzut braku profesjonalizmu dotyczy większości klubów, poczynając od drugiej w tabeli Legii. Biorąc pod uwagę jej pozycję w polskiej piłce, wynikającą z historii, adresu, liczby grających sław, bliskości centrów kierowniczych państwa i sportu, snobowania się establishmentu na ten klub, a zwłaszcza najwyższego budżetu (ok. 110 mln zł), Legia nie powinna schodzić z podium.

Czytaj więcej

Bayern obronił tytuł, a potem przyszedł czas rozliczeń

Tak jest od lat, co nie znaczy, że dzieje się tam dobrze. Wprost przeciwnie. Tylko ktoś bez pojęcia mógł zatrudnić Czesława Michniewicza, który doprowadził klub do sportowej i wizerunkowej ruiny. Pewnie ci sami decydenci zwolnili wcześniej Jacka Magierę i Aleksandara Vukovicia.

W wielu klubach grają piłkarze, którzy na jakimś poziomie swojej kariery znaleźli się na Łazienkowskiej. Gdzie indziej rozwijają się lepiej (Ariel Mosór i Grzegorz Tomasiewicz w Piaście, Szymon Włodarczyk w Górniku). A Legia kupuje zagraniczne miernoty. Teraz sprowadza z Rakowa Patryka Kuna, który stracił tam miejsce w składzie. Ciekawy pomysł na podbój Europy.

Na przykładzie transferów dobrze widać, w którym klubie znają się na rzeczy, a gdzie są one jedynie źródłem zarobku. Gdzie dyrektor sportowy jest samodzielny, a gdzie nie.

Ważne, że wszystkim dobrze się wiedzie. Coraz rzadziej słychać też o zaległościach płacowych, a klubowe parkingi pełne są luksusowych aut. Piłkarze prezentują się w nich często znacznie lepiej niż na boisku. Pieniądze, jakie zarabiają, są niemoralnie wysokie w stosunku do poziomu gry.

Jednym z symboli przeciętności jest Bartosz Slisz, defensywny pomocnik Legii. Kupiony z Zagłębia Lubin za prawie 2 miliony euro stał się jednym z najdroższych graczy w historii transakcji między polskimi klubami.

Biega w jednym tempie, podaje zazwyczaj do najbliższego, bo to najbezpieczniejsze, nie potrafi się ustawiać tak, żeby piłkę przejmować, nim dotrze do przeciwnika, tracący futbolówkę w wyniku słabego wyszkolenia technicznego, niesprawiający wrażenia piłkarza, który wie, co może się stać za kilka sekund.

Legia po jego błędach straciła niejedną bramkę. A to jest gracz podstawowy i chwalony. Po prostu odpowiadający wymaganiom ekstraklasy. Rzeczywiście, jest wielu słabszych. Nie ma natomiast prawdziwych gwiazd. Trudno wskazać piłkarza, który zdecydowanie przewyższałby innych.

Josue imponuje techniką, ale miewa destrukcyjny wpływ na zespół. Ivi Lopez został mistrzem Polski, choć miał nieco słabszy sezon. Lepszy – Kristoffer Velde. Kamil Grosicki był chyba najlepszym Polakiem. Lukas Podolski to najlepszy piłkarz całej ligi. Grosicki ma 34 lata, a Podolski 37.

Króluje szarość, więc nic dziwnego, że usypiające swoją grą Radomiak, Widzew, Wisła Płock, Jagiellonia czy Stal Mielec zajmowały miejsca w górnej części tabeli, a Wisła była nawet liderem.

Spadek Lechii to konsekwencja braku profesjonalizmu, wizji i przejaw prywaty. To się wreszcie musiało tak skończyć. Górnik i Śląsk najpierw trenerów zwolniły, a potem ponownie ich przyjęły (Jana Urbana i Magierę). Wisła zmieniła trenera na dwie kolejki przed zakończeniem rozgrywek, a Widzew zmienił w tym czasie prezesa. Czy to jest naprawdę zawodowa liga?

Prawdziwi trenerzy

Waldemar Fornalik, Magiera, Urban i Vuković jeszcze raz potwierdzili, że są prawdziwymi trenerami. Debiutujący jako szkoleniowiec w ekstraklasie Kamil Kuzera miał pomysł na uratowanie Korony i go zrealizował. W Częstochowie mówi się, że Raków ma stadion z Ikei. Warta nie ma nawet takiego, musi grać w Grodzisku Wielkopolskim, a świetnie dawała sobie radę organizacyjnie i sportowo. 32-letni trener Dawid Szulczek zasługuje na szacunek.

Niewielu takich jest. W poniedziałek odbędzie się gala, podczas której wręczone zostaną nagrody za sezon. Zjawią się tam także goście w garniturach – prezesi, dyrektorzy, agenci, ludzie z klubów, PZPN i ministerstwa. Oprócz naprawdę zasłużonych będzie wielu szkodników. Trampkarze i amatorzy. Będą się jak zwykle poklepywać po plecach i udawać ważniaków. To oni budują ligę, która jest słabym produktem za bardzo duże pieniądze.

W gronie trenerów, którzy mają za sobą kariery piłkarskie co najmniej ligowe lub sprowadzonych zza granicy, najlepszym okazał się Polak niepasujący do wizerunku szkoleniowca opisywanego w podręcznikach.

Marek Papszun urodził się w Warszawie miesiąc po zdobyciu przez reprezentację Polski trzeciego miejsca na mistrzostwach świata w Niemczech. Grał w piłkę jedynie na poziomie Wichru Kobyłka, Polfy Tarchomin, rodzinnej Białołęki, Targówka i Zakroczymia. O ligę nawet się nie otarł.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Wyścig żółwi w PKO BP Ekstraklasie. Nikt nie chce być mistrzem Polski
Piłka nożna
Kim jest Arne Slot? Holender, który zastąpi Juergena Kloppa w Liverpoolu
Piłka nożna
Barcelona przegrała mecz o wicemistrzostwo, Robert Lewandowski z golem. Real świętuje tytuł
Piłka nożna
Barcelona gra o wicemistrzostwo Hiszpanii, a Robert Lewandowski o tytuł króla strzelców
Piłka nożna
Górnik Zabrze na ścieżce do sukcesu. Na taki sezon czekał 30 lat