Mieli być ciekawostką, powiewem świeżości w lidze, w której karty rozdawały Bayern Monachium i Borussia Dortmund. Mieli szybko pożegnać się z elitą, w najlepszym przypadku walczyć o utrzymanie. A oni coraz śmielej poczynają sobie na salonach.
W pierwszym roku zajęli 11. miejsce, w drugim – siódme, w trzecim byli już w czołowej piątce i zakwalifikowali się do Ligi Europy. W tym sezonie zatrzymali już Bayern (1:1), pokonali RB Lipsk (2:1), wygrali derby z Herthą (3:1), a w niedzielę podejmą Borussię Dortmund. Mimo to cały czas powtarzają, że priorytetem jest pozostanie w Bundeslidze. Skromność czy kurtuazja? Może po prostu trzeźwa ocena sytuacji.
Czytaj więcej
- Obecnie nie widzimy powodu, by to robić - powiedział Aleksander Čeferin, prezydent Unii Europejskich Związków Pilkarskich (UEFA), zapytany o możliwość wykluczenia z europejskich rozgrywek zespołów i reprezentacji z Białorusi.
Przez lata z zazdrością patrzyli na Herthę. W podzielonym przez mur Berlinie Union znalazł się po tej gorszej stronie barykady. Musiał więc rywalizować z milicyjnym Dynamo (dziesięć mistrzostw NRD w latach 1979–1988) i wojskowym Vorwaerts, ale nie mógł liczyć na takie wsparcie państwa jak te zespoły. Był klubem antysystemowców, przyczółkiem kultury alternatywnej i wolności.
Zespołom z byłej NRD po zjednoczeniu było bardzo trudno. Dość powiedzieć, że ekipa z dzielnicy Koepenick została dopiero piątą drużyną z byłej NRD (po Dynamie Drezno, Hansie Rostock, VfB Lipsk i Energie Cottbus), która awansowała do Bundesligi. Robiący furorę RB Lipsk, wspierany przez Red Bulla, powstał już po zjednoczeniu Niemiec.