Polska szkoła futbolu: reguła ślepej kury

Remis z Holandią w Rotterdamie został przyjęty jako sukces reprezentacji Polski. Czy rzeczywiście jest powód do radości?

Publikacja: 12.06.2022 21:00

Nicola Zalewski niewątpliwie ma talent, co pokazał w meczu w Rotterdamie. Obok Holendrzy Denzel Dumf

Nicola Zalewski niewątpliwie ma talent, co pokazał w meczu w Rotterdamie. Obok Holendrzy Denzel Dumfries (w środku) i Frenkie de Jong

Foto: PAP/Leszek Szymański

Po ostatnim gwizdku polscy piłkarze cieszyli się, jakby to oni wygrali. Trochę to dziwi, że satysfakcję daje im coś, co nie jest pełnią szczęścia.

Przecież prowadzili 2:0 i stracili tę przewagę w cztery minuty. To chyba nie jest powód do radości. Mogli się tylko cieszyć z cudzego nieszczęścia, jakim było niewykorzystanie przez Memphisa Depaya rzutu karnego w ostatniej minucie.

Bez pieszczot

Kiedy 24 marca reprezentacja rozgrywała ze Szkocją swój pierwszy mecz pod wodzą Czesława Michniewicza, jedenastka wykonywana w 94. minucie przez Krzysztofa Piątka dała nam remis 1:1. I tylko on został zapamiętany.

Czytaj więcej

Liga Narodów. Remis w Rotterdamie, Skorupski bohaterem

Polacy muszą na sukces solidnie pracować, biegając i walcząc fizycznie, narażając się na żółte kartki. Dzieje się tak dlatego, że nie są zawodnikami, którzy pieszczą piłkę, imponują dryblingami, mijają przeciwników, w ogóle ich nie dotykając, a bramki zdobywają po przygotowywanych misternie akcjach, składających się z wielu podań.

Nic z tych rzeczy. Niezależnie od tego, kto jest selekcjonerem reprezentacji, jej problemy od wielu lat się powtarzają. Wynikają z faktu, że nie ma w Polsce kreatywnych piłkarzy, co do których można mieć pewność, że skonstruują z partnerami akcję, która zakończy się golem, albo dokonają czegoś, co zaskoczy przeciwnika. To się zdarza, ale o zasadzie nie ma mowy. Można raczej mówić o „regule ślepej kury” niż o rozwiniętej formie tiki taki.

Skoro tak nie jest, trzeba zmniejszać różnice dzielące nas od przeciwników, wykorzystując przygotowanie fizyczne i szybkość. Z tego wynika ulubiony sposób gry Polaków - kontratak.

Czytaj więcej

Liga Narodów. Francja znów traci punkty

Polscy piłkarze są specjalistami w przeszkadzaniu. Jesteśmy z tego znani w Europie i uważani za niewygodnego przeciwnika, bo nikt nie lubi, jak mu się siedzi na karku, nie pozwalając na swobodne rozgrywanie piłki.

Przyjmując starą, ale wciąż aktualną teorię, że gra w piłkę nożną składa się z trzech następujących po sobie elementów: destrukcja, konstrukcja, egzekucja, to w przypadku nawet najlepszych polskich zawodników kończy się to na elemencie pierwszym.

Potrafimy przeciwnika piłki pozbawić, ale wtedy pojawia się problem, co z nią zrobić. Niewystarczające umiejętności techniczne nie pozwalają na przeprowadzenie ataku pozycyjnego. Kopie się więc do przodu (w języku futbolu „na aferę”), licząc na to, że Robert Lewandowski da sobie radę nawet w najtrudniejszej sytuacji (jak w meczu z Belgią) albo Kamil Grosicki wyprzedzi wolniejszego obrońcę.

Obstrukcja

W rezultacie większość nielicznych akcji kończy się na wstępnym etapie konstrukcji, po czym następuje obstrukcja, jak kiedyś zauważył jeden z trenerów, oceniając głębię planu taktycznego jednego z poprzednich selekcjonerów. Tyle że selekcjonerzy się zmieniają, ale sytuacja jest wciąż taka sama. Obydwie bramki dla Polski w Rotterdamie padły po kontrach. Pierwszą poprzedziło bardzo ładne podanie Nicoli Zalewskiego do Matty’ego Casha. Druga akcja – kontratak z udziałem Krzysztofa Piątka, Przemysława Frankowskiego, wykończony przez Piotra Zielińskiego – była wzorcowa.

To jest groźna broń Polaków, szkoda, że jedyna.

Czytaj więcej

Paulo Sousa już zwolniony z Flamengo

A jednocześnie, krytykując ubóstwo wariantów gry w ofensywie, trzeba podkreślić, że reprezentacja zdobywa bramki w 21 meczach z rzędu. Wynika to przede wszystkim z klasy Roberta Lewandowskiego, ale też przebłysków kilku innych zawodników i woli walki do ostatnich minut. Braku waleczności akurat reprezentantom zarzucić nie można.

Oglądanie Polaków w niektórych meczach bywa bolesne, bo nikt nie lubi patrzeć na męki towarzyszące tym, którzy umieją mniej. Zwłaszcza kiedy noszą koszulki z orłem. To nie są poeci futbolu, ale są „nasi”, dostarczają nam przeżyć, dlatego często oceniając ich, zapominamy o niedostatecznych umiejętnościach, kierujemy się emocjami. A kiedy jeszcze uda im się wygrać lub szczęśliwie zremisować, wpadamy w drugą skrajność – bezkrytyczną satysfakcję.

Tak też dzieje się tym razem. Przecież w Rotterdamie zremisowała drużyna bardzo podobna do tej, która trzy dni wcześniej dała sobie wbić sześć goli w Brukseli.

Czekamy na rewanż

Czesław Michniewicz prowadził drużynę w pięciu meczach, w których sprawdził 31 zawodników, w tym czterech bramkarzy. Na razie wygląda to na akcję promocyjną, bo kilku do poziomu pierwszej reprezentacji Polski jeszcze nie dorosło. Ale każdy inny selekcjoner robiłby to samo, bo sensem tej pracy jest selekcja właśnie.

Czytaj więcej

Lewandowski przejdzie do PSG?

Bądźmy szczerzy – rozgrywki Ligi Narodów są mało prestiżowym tworem, wymyślonym przez UEFA, dla swoich materialnych celów. Przeciętny kibic wie, kto jest mistrzem świata lub Europy. Ale kto wygrał Ligę Narodów? Mało kogo to interesuje, więc nie warto się podniecać. Mecze w ramach Ligi Narodów mają służyć wyborowi kadry i opracowaniu dla niej taktyki na mistrzostwa świata w Katarze. To jest główny tegoroczny cel reprezentacji. Zobaczymy, co pokaże wtorkowy rewanż z Belgią na Stadionie Narodowym. Po 1:6 w Brukseli słowo rewanż z naszego punktu widzenia może być kluczowe.

Po ostatnim gwizdku polscy piłkarze cieszyli się, jakby to oni wygrali. Trochę to dziwi, że satysfakcję daje im coś, co nie jest pełnią szczęścia.

Przecież prowadzili 2:0 i stracili tę przewagę w cztery minuty. To chyba nie jest powód do radości. Mogli się tylko cieszyć z cudzego nieszczęścia, jakim było niewykorzystanie przez Memphisa Depaya rzutu karnego w ostatniej minucie.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Piłka nożna
Bundesliga. Hit w Leverkusen na remis, Bayern krok bliżej odzyskania tytułu
Piłka nożna
W Korei Północnej reżim zakazuje transmisji meczów trzech klubów Premier League
Piłka nożna
Liga Konferencji. Solidna zaliczka Jagiellonii Białystok
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Harry Kane poszedł w ślady Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Manchester City - Real Madryt. Widowisko w Lidze Mistrzów, Vinicius Junior ukradł wieczór