Gdyby wpuścić wszystkich mieszkańców 50-tysięcznego Villarrealu na słynne Anfield, zostałyby jeszcze wolne krzesełka. To przykład przywoływany wielokrotnie, gdy hiszpańska drużyna gra z jednym z futbolowych gigantów, ale najlepiej obrazujący rozmiary jej sukcesu.
Nie było w półfinale Ligi Mistrzów zespołu z mniejszego miasta (poza tym pochodzącym z księstwa Monaco). Villarreal to klub rodzinny, sponsorowany od prawie ćwierć wieku przez lokalnego biznesmena Fernando Roiga. Właściciel firmy ceramicznej Pamesa, udziałowiec sieci supermarketów Mercadona, dorobił się majątku wycenianego przez magazyn Forbes na 1,7 mld dolarów, ale pieniędzy w błoto nie wyrzuca.
Liga Mistrzów
półfinał
Środa: Liverpool – Villarreal (21.00, TVP 1, Polsat Sport Premium 1). Rewanż 3 maja. Finał 28 maja w Paryżu
Roig woli gwiazdy tworzyć, niż kupować, dlatego inwestuje w akademię i skautów, którzy potrafią wyszukać piłkarskie perełki w najdalszych zakątkach świata. To wystarczyło, by z drugoligowego klubu bez tradycji stworzyć ekipę, która potrafiła nieraz rzucić wyzwanie Realowi, Atletico i Barcelonie, a przed rokiem wygrała w Gdańsku Ligę Europy.
Jak Mbappé
Villarreal nie wydał nigdy na zawodnika więcej niż 25 mln euro. Przy Liverpoolu wygląda jak ubogi krewny. Największy obecnie gwiazdor – urodzony w Nigerii holenderski napastnik Arnaut Danjuma – został wyciągnięty latem ubiegłego roku z drugiej ligi angielskiej (Bournemouth). To najlepszy dziś strzelec drużyny (16 goli w 33 meczach). Wbijał bramki Juventusowi i Bayernowi, a w Hiszpanii Atletico czy ostatnio Valencii.