To było starcie drużyn o odmiennych motywacjach, z dwóch rejonów tabeli. Ekipie z Płocka nie grozi ani spadek, ani puchary, więc podopieczni Pavola Stano mogą grać na luzie i cieszyć się piłką. Biała Gwiazda od dwóch miesięcy jest w strefie spadkowej, a szans na wyrwanie się ponad kreskę ubywa.
Gospodarze atakowali, podchodzili do rywali pressingiem i sprawiali wrażenie, jakby zależało im bardziej, ale to płocczanie trafiali do siatki. Wisła przeprowadził w pierwszej połowie trzy błyskotliwe akcje - wysoką formą imponował zwłaszcza Jorghinho - oddała trzy celne strzały, zdobyła trzy bramki.
Przyjezdni byli zabójczo skuteczni, ale nie zmienia to faktu, że do przerwy prowadził zespół dojrzalszy, lepszy. Jerzy Brzęczek dokonał dwóch zmian - na boisko weszli przebojowi Momo Cisse oraz Elvis Manu - i jego podopieczni rozpoczęli dywanowe naloty na pole karne Krzysztofa Kamińskiego.
Gola kontaktowego strzelił Manu. Minęło kilkanaście minut i po akcji Giorgija Citaiszwiliego wyrównał Zdenek Ondrasek. Gospodarze nie obronili punktu, bo w ostatniej akcji piłki ręką w polu karnym dotknął Manu. Wisła wciąż jest w strefie spadkowej, a w niedzielę czekają ją derby z Cracovią.
30. kolejka