Dla mistrza Polski momentem przełomowym, mitotwórczym wręcz, był remis 3:3 z Realem Madryt w poprzedniej kolejce Ligi Mistrzów. Ale dopiero w Dortmundzie okaże się, czy rzeczywiście mamy do czynienia z nową Legią.
Podział punktów z Realem niewiele zmienia w optyce przedmeczowej. To wciąż Borussia jest faworytem, a bukmacherzy z brytyjskiej firmy William Hill za jedną złotówkę postawioną na zwycięstwo gości płacą aż 21 zł. Wywiezienie nawet punktu z Zagłębia Ruhry będzie wielkim osiągnięciem piłkarzy Jacka Magiery.
Celem mistrza Polski będzie raczej uniknięcie kompromitacji i zachowanie status quo przed ostatnią kolejką zaplanowaną na 7 grudnia. To, czy legioniści wciąż będą mieli szansę na awans do Ligi Europy, nie zależy jednak wyłącznie od nich. Jeśli założymy, że zwycięstwo lub nawet remis Legii w Dortmundzie są nieprawdopodobne, to Sporting musi w równolegle rozgrywanym spotkaniu w Lizbonie przegrać z Realem. Wtedy ostatni mecz będzie o stawkę.
Spotkania z Legią nie obejrzy komplet publiczności w Dortmundzie. Szefowie BVB, klubu, który ma najwyższą średnią frekwencję w Europie (ponad 81 tysięcy na meczu ligowym) i słynie z wyjątkowo lojalnych fanów, postanowili, że cały północno-wschodni narożnik stadionu pozostanie pusty. Nie będzie można też kupić biletów w dniu spotkania, a wszystkie wejściówki przeznaczone do sprzedaży w internecie dostępne były w pierwszej kolejności dla opłacających składki członków klubu.
Jak można przeczytać w komunikacie na stronie internetowej Borussii, ta decyzja została podjęta jako reakcja na zamieszki podczas pierwszego meczu, ale także przez wzgląd na awantury, które chuligani Legii wywołali przed spotkaniem w Madrycie.